— Batów! — ryknął Douglas. — Będę...
— Nic nie będziesz, łotrze! — huknął Helmers tak, że drab zamilkł. — Właśnie dlatego, że udajesz oficera, dostaniesz baty! Ponieważ zaś oprócz was znajdują się tu sami gentlemani i żaden z nich nie objąłby tego urzędu, to wyliczy ci tych pięćdziesiąt batów Old Wabble.
— Tego... tego... nie zrobię! — wybuchnął były „król cowboyów“.
— Zrobisz, stary boyu, bo myśmy tak postanowili. Jeśli będziesz się wzbraniał bić na moją komendę, albo nie będziesz bił z całej siły, to najpierw sam dostaniesz pięćdziesiąt batów, a potem kulą w łeb. Pamiętaj o tem, że ja nie żartuję.
— On, on ma mnie bić? — zawołał Douglas. — Przecież on był sam przytem, bo ja domku nie znałem; on mnie wprowadził!
Choć było mi żal Old Wabble’a, wierzyłem, że generał mówił prawdę. A więc to była wdzięczność za współczucie, sympatyę i pobłażliwość, jaką darzyłem, tego starca. Ze złości i nizkiej chciwości został złodziejem. Mimoto postanowił Helmers:
— To nas już nic nie obchodzi. Mogłeś to przedtem powiedzieć. Ale nie chciałeś się dać przesłuchać; a teraz już za późno. Należy mi jeszcze dodać, że z resztą nie mamy nic do czynienia. Nic im się zatem, nie stanie; zatrzymamy ich tylko do jutra rana. Za dnia będziemy mogli się przekonać, czy się rzeczywiście oddalą. Przysługę, jaką wam wyświadczyli Szikasawi, opłacimy z tego, co przy was znajdziemy. Teraz przywiążcie czcigodnego generała tu pod ten postoak[1], rozwiążcie Old Wabble’owi ręce, żeby mógł bić i wytnijcie tam z leszczyny kilka dobrych hasel-switches[2], silnych i giętkich. Generał dostanie ordery, ale nieumieścimy mu ich na piersiach!
Odszedłem z Winnetou, by nie być świadkiem,