Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/44

Ta strona została skorygowana.
—  290  —

wy natomiast godziliście na moje życie. Jak sądzisz, co się teraz stanie z tobą i twoimi ludźmi, gdyśmy ich pochwycili?
Na to podniósł się w więzach do połowy, spojrzał mi sztywnie w oczy i zapytał pośpiesznie:
— Powiedz sam, jak się zemścicie?
— Zemścić? Chrześcijanin nie mści się nigdy w życiu, bo wie, że wielki i sprawiedliwy Manitou tak zapłaci za wszystkie czyny ludzkie, jak na to zasługują. Będziesz przez kilka dni naszym jeńcem, a potem pójdziesz na wolność.
— Nie zabijecie mnie, nie zamęczycie?
— Nie.
— Nie skaleczycie mnie?
— Nie. My ci przebaczymy.
Opadł z przeciągłem westchnieniem na ziemię, zaraz potem jednak zapytał szybko, z błyszczącemi oczyma:
— Czy Old Shatterhand sądzi może, iż ze strachu przed bolem tak pytałem?
— Nie. Ja wiem, że gardzisz bolem, zadanym twojemu ciału. To ból duszy kazał ci zadać to pytanie. Czy tak?
— Old Shatterhand ma słuszność.
— I jeszcze jedno chcę powiedzieć memu młodemu bratu, choć nie wiem, czy mnie zrozumiesz. Zdawało ci się przedtem, że mnie sprytnie wypytałeś — tymczasem wiedziałem wszystko, gdyż nad Błękitną Wodą podsłuchałem Nainich a potem czerwonych Nale Masiuwa. W odpowiedziach moich nie domyśliłeś się ukrytych pytań, na które mi bezwiednie odpowiedziałeś. Nie ty mnie wybadałeś, lecz ja ciebie. Byłeś taki dumny i pewny siebie — a mimo to zdradziłeś mi, że Wupa Umugi nadejdzie do Suks-ma-lestawi jutro wieczorem, a Nale Masiuw o pół dnia później. Jak to wytłómaczyć?
— Ja nie wiem, nie chciałem zdradzić.
— Ale ja wiem. Wstydziłeś się wprawdzie Old Shatterhanda i jego nauki, ale jedno i drugie mieszkało w tobie, choć tego nie wiedziałeś. Gdy potem stałem