Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/47

Ta strona została skorygowana.
—  293  —

kochać tak samo, jak miłowałem ojca, jak kocham siebie samego?
— Tak. Jest tylko jedna wielka miłość, która, jeśli jest prawdziwą, nie może rozpadać się na większe i mniejsze części.
— W takim razie tylko blade twarze ją mają. Czerwony wojownik nie potrafi miłować nieprzyjaciela, a tem mniej kilku.
— Pomyśl o Winnetou! Byliśmy śmiertelnymi wrogami — a zostaliśmy braćmi, gotowymi w każdej chwili oddać życie za siebie. Jesteście jego wrogami — a mimo to przebacza wam, że godzicie na jego życie. On zwraca wam, swoim zajadłym wrogom, wolność, chociaż wie, że mimo to będziecie go nie mniej nienawidzili. Ileż to razy byłem przytem, jak zwyciężył nieprzyjaciół, którzy chcieli go zabić — on zaś zawsze darowywał im życie. Dlatego czczą go i sławią, gdzie tylko znają jego imię, i dlatego mogę twierdzić, że i czerwony wojownik może łatwo przebaczać nieprzyjacielowi i wyświadczać mu dobrodziejstwa. Chciałbym, żeby mój młody brat był taki, jak Winnetou.
Przyłożył skrępowane ręce do czoła, milczał przez długą chwilę i poprosił mnie potem:
— Niech Old Shatterhand odejdzie i zostawi mnie samego. Chcę pomówić ze sobą, chcę siebie spytać, czy mogę być takim, jak Winnetou, wielki wódz Apaczów.
Usłuchałem wezwania i odszedłem, wiedząc dobrze, iż pozostawiłem go męce wewnętrznej. Dlaczego podałem mu za wzór tylko Winnetou, Indyanina? Czy lepszych wzorów nie było? Czemu nie wspomniałem o czemś najwyższem, najświętszem? Bo w tem skróceniu nie zrozumiałby, nie pojąłby tego. Wszak nawet Winnetou — było to dla niego za wiele, chociaż go widział przed sobą i znał setki rysów szlachetności i miłości z jego życia. Z podawaniem duchowego pokarmu należy być także ostrożnym. W każdym razie wydobyłem znowu zanikłe ziarno z nieurodzajnej