budzeniu się leżałem zwykle długo z zamkniętemi oczyma i przypominałem sobie powoli, że to było senne marzenie i że jestem bezsilnym niewolnikiem czasu i przestrzeni.
Nie tych samych, co w takim śnie, lecz podobnych wrażeń doznaje się, pędząc przez pustynię na lekkonogim koniu lub na dromedarze. Nic tam nie przeszkadza, nic nie hamuje, gdyż jedyną przeszkodą jest ziemia, która znika z pod nóg i tworzy raczej oparcie, niż przeszkodę. Oko nie spoczywa na niej, lecz na widnokręgu, który odradza się nieustannie, jak widoczna, lecz nieuchwytna wieczność. Potem zwraca się w górę, gdzie wśród promiennych świateł niebieskich ukazują się coraz to nowe, aż wkońcu wzrok nie może ich ogarnąć. A kiedy nerw wzrokowy znuży się tym przestworem bez początku i końca i gdy opadnie podniesiona ze zdumienia powieka, trwa ta nieskończoność dalej w jego wnętrzu, i rodzą się tam myśli, których nie podobna przemyśleć. Powstają jakieś przeczucia, które napróżno chciałoby się ująć w słowa, wznoszą się i falują wrażenia i uczucia, których z osobna nie podobna doznać i odczuć, ponieważ tworzą jedną wielką falę, na której i z którą unosi się człowiek coraz to dalej i dalej, zanurza się coraz to głębiej i głębiej, w nabożne zdumienie i uszczęśliwiającą ufność, w niepojętą a jednak wszędzie obecną miłość, którą człowiek pomimo bogactwa słów wszystkich mów i języków, zdoła wybełkotać tylko w jednej zgłosce: Bóg... Bóg.. Bóg...!
O, gdyby mi ktoś dał pióro, z którego spłynęłyby wyrazy, odpowiadające wrażeniu, wywołanemu taką nocną jazdą przez pustynię w wierzącem ludzkiem sercu! Z błyszczących gwiazd nieboskłonu opada na duszę potwierdzenie: Obrałeś cząstkę właściwą i nikt ci jej nie odbierze! Kto jednak swego Boga utracił, ten jedzie tylko przez piasek, piasek i piasek, nie widzi nic, tylko piasek i słyszy przez całe godziny szmer jego pod kopytami końskiemi. Jak to smutne pustkowie
Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/69
Ta strona została skorygowana.
— 315 —