Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/74

Ta strona została skorygowana.
—  320  —

Wymieniłem wam fakt za faktem, a frazesy nie znaczą dla mnie nic, choćby brzmiały, nie wiem jak pięknie. Tylko fakt jest dla mnie dowodem i nic więcej.
— Czy uczyliście się religii?
— Nie.
— To nie możecie także wydawać o tem...
— Milczcie, albo podajcie fakt! — przerwał.
— Posłuchajcie mnie tylko przez kilka minut, mr. Cutterze. Jestem pewien, że moje słowa...
— Nie chcę słów! Żądam faktu! — przerwał mi znowu.
— Nie będę tracił wiele słów; chcę tylko wypowiedzieć pytanie, które...
— Nonsens. Pytanie to nie fakt.
Na to żółć we mnie wezbrała; jednem szarpnięciem zatrzymałem mojego konia, chwyciłem ręką za jego cugle i pozwoliłem mówić gniewowi, którego nie mogłem opanować:
— Fakt, fakt i jeszcze raz fakt! Naprowadziliście wprawdzie przed chwilą fakt po fakcie i jesteście widocznie dumny z fałszywej logiki, z jaką je łączycie.
— Powiadacie, że nie potrzeba wam ani Boga, ani wiary, ja zaś powiadam wam i proszę o zapamiętanie słów moich. Będzie wam, jak mówi Pismo święte, trudno suwać językiem po kolcach — i widzę już chwilę, w której Bóg rzuci na was fakt, o który roztrzaskacie się, jak wątła łódź na skalnem wybrzeżu, jeśli nie uciekniecie się do jedynego ocalenia, tkwiącego w modlitwie. Oby ten, w którego nie wierzyliście i do którego nie modliliście się nigdy, był wam wtedy miłościw!
Przeląkłem się sam niemal tonu, z jakim słowa moje zabrzmiały na pustyni. W tej rozległej równinie nie mogło być echa, a mimo to wydało mi się, jakby moje słowa rzucono na nas w grzmotach z powrotem. Był to prawdopodobnie skutek mego rozdrażnienia — on jednak roześmiał się krótko i odrzekł:
— Macie cudowne uzdolnienie na pasterza, pasającego owieczki, ale proszę was nie uważajcie mnie za