— Ten wniosek to sofizmat, sir.
— Nie.
— Owszem! Mówiliście o dobroci, miłości i sprawiedliwości, a nie chcecie pomyśleć o wszech mądrości. Ja nie wiem, co się stało i nie chcę pytać o to, ale powiedzcie mi tylko jedno, mr. Surehandzie. Czy wy jesteście Bogiem?
— Nie.
— Ale uważacie się widocznie za niego.
— Jakto?
— Ponieważ ośmieliliście się z Bogiem prawować. To może być tylko między równymi sobie.
— Uff! — odezwał się z cicha. — Słuszność mojej logiki przemawiała doń widocznie.
— Tak — mówiłem dalej — oskarżam was o pychę z tego powodu, że pociągnęliście Boga i jego rządy przed swój własny trybunał — wy, ta garść prochu — jego wszechmocnego stwórcę i pana nieba, ziemi i gwiazd! Zważcież tylko, co to jest: szaleństwo poczwarki, pociągającej z obłoków orła do odpowiedzialności przed swoją malutką jamkę! A porównanie to nie określa jeszcze dość trafnie odstępu między Bogiem a wami. Czy przed wami leżą otworem księgi wszechmocnego, że możecie krytykować jego postanowienia? Czyż nie leży to w jego mocy, żeby zamienił w dobrodziejstwo to, co wam dolega? Czyż nie może owych zdarzeń, wydających się nieszczęściem dla waszych krótkowzrocznych oczu, poprowadzić do kresu, który rzuci was w proch przed jego wszechmądrością? Czy dziecko, poczuwszy rózgę, może powiedzieć ojcu: Chodź tu i usprawiedliw się przede mną?
— Ja... ja nie zasłużyłem na tę rózgę — rzekł z ociąganiem się, jak człowiek, który byle co odpowiada.
— Nie zasłużyliście? Czy to wam o tem sądzić?
— Czy wam się zdaje, że jesteście jedynym człowiekiem, któremu stała się krzywda? Czyż tysiące i tysiące ludzi nie cierpiały więcej od was. Czy sądzicie, że na przykład moje niebo pełne było tylko
Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/80
Ta strona została skorygowana.
— 326 —