Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/84

Ta strona została skorygowana.
—  330  —

a potem odpływała na wschód i wsiąkała w piasek. Dzięki wilgoci znajdowała się tu soczysta trawa, która bardzo przydała się naszym koniom. Kształt podkowy odbijał dlatego od otoczenia, że wspomniane zbocze porosłe było gęsto zaroślami, z których sterczały w górę cienkie drzewa. One to dostarczyły materyału na paliki, zapomocą których starał się Sziba Bigh — prawdzie napróżno — wytyczyć Komanczom drogę do oazy. Widać było wyraźnie, gdzie wycinał tyki, a dokoła leżało pełno rozsypanych gałęzi, pociętych nożami jego wojowników.
Koło źródła zsiedliśmy z koni, napiliśmy się wody a potem napoiliśmy konie. Piły pożądliwie a potem porozchodziły się, żeby się napaść. Następnie pokładliśmy się nad wodą, ja zaś wysłałem dla ostrożności na wzgórze Apacza, który miał czuwać, żeby nas Wupa Umugi nie zaskoczył.
Chcieliśmy tu tylko kilka godzin wypocząć; dłużej nie mogliśmy zabawić. Po upływie tego czasu napoiliśmy znowu konie, poczem dosiedliśmy ich, aby pojechać tam, gdzie mieliśmy przenocować.
Miejsce to leżało mniej więcej o dwie mile angielskie na północ od Stu Drzew i tworzyło na równinie zagłębienie, podobne do Piaskowej Doliny, w której wzięliśmy do niewoli Sziba Bigha i jego ludzi.
Na tem miejscu nie było nic, tylko piasek i piasek — ani jednego źdźbła trawy — więc Komanczom nie mogło przyjść na myśl, żeby tu mógł kto spędzić całą noc, albo i dłużej. Oprócz tego było to zagłębienie doskonałą kryjówką, bo kto nie zbliżył się całkiem do brzegu, nie mógł nas tam absolutnie zobaczyć. Nie było zaś żadnego powodu, który mógłby skłonić któregoś z Komanczów do przyjścia tutaj. Przybywszy do tego wgłębienia, spętaliśmy konie i położyliśmy się na głębokim, miękkim piasku. Oczywiście, że postawiliśmy na straży człowieka, który położył się na górze i wypatrywał nadejścia Wupa Umugi i jego oddziału.
Wedle tego, co dowiedziałem się od Sziba Bihga,