Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/112

Ta strona została skorygowana.
—  98  —

marsowatego wyrazu. Przyjrzawszy się bliżej temu człowiekowi, można było zauważyć brak kilku palców u jego rąk. Uzbrojenie jego było całkiem zwykłe, tylko strzelba zasługiwała na to w zupełności, żeby się jej z blizka przypatrzyć. Wyglądała jak stary kij, wyłamany w lesie na to, ażeby w pierwszej lepszej bójce mógł odegrać właściwą rolę. Drzewo utraciło swój pierwotny kształt, było pocięte, nakarbowane i popękane, jak gdyby się niem szczury bawiły. Między drzewem zaś a lufą osadziła się taka masa brudu, że drzewo, brud i żelazo tworzyły jedną całość. Najśmielszy strzelec europejski nie odważyłby się wystrzelić z tej starej pukawki w obawie, żeby się nie rozleciała natychmiast. A jednak spotyka się na preryi dziś jeszcze takie niepokaźne pukawki, których nikt nie potrafi dobrze użyć, natomiast właściciel nie wyśle z niej ani jednej kuli, któraby chybiła celu.
Gdy opowiadający kończył opis postaci Dicka Hammerdulla, przypomniałem sobie mimowoli mego dawnego towarzysza, Sama Hawkensa, który podobny był z wyglądu do opisanego, a różnił się tylko tem, że miał pełną brodę. Później dowiedziałem się, że Dick Hammerdull znał się dobrze z Samem Hawkensem i z czystej przyjaźni dla niego ubierał się tak samo, jak on.
Opowiadanie ciągnęło się dalej:
— Stanął teraz wyprostowany przed obcym, spojrzał ku niemu, mrugając oczkami w śmieszny sposób i odpowiedział:
— Gdzie i jak to ma nastąpić, to wszystko jedno. Czy wam się zdaje, sir, że Dick Hammerdull dziesięć lat włóczył się po szkołach, ażeby się uczyć mówić? Co mówię, to mówię, a komu tego za mało, niech sobie każe innemu wygłosić kazanie. Jesteśmy na sawannie, gdzie potrzeba tchu na lepsze rzeczy, niż do paplania. Zapamiętajcie to sobie!
— Dicku Hammerdullu, byliście w szkołach, ponieważ umiecie mówić, ale nie powiedzieliście jeszcze