puścili się biegiem za pociągiem, zmniejszającym w oczach swą chyżość.
Wreszcie pociąg stanął. Nie zważając na urzędników, wychylających się ze swoich, wyżej położonych, miejsc, pobiegł Hammerdull, mimo swojej grubości, wzdłuż szeregu wozów aż przed lokomotywę, zarzucił koc, pochwycony z ziemi, na latarnię i reflektory i zawołał równocześnie, jak mógł, najgłośniej:
— Pogasić światła! Ściemnić pociąg!
Wszystkie latarnie zniknęły natychmiast. Funkcyonaryusze kolei Pacific, to ludzie przytomni i decydujący się szybko. Domyślili się, że ten okrzyk musi mieć jakiś powód i posłuchali go natychmiast.
— ’sdeath! — zawołano z lokomotywy. — Dlaczego zakrywacie nasze światło, człowieku? Nie przypuszczam, żeby na drodze naszej miało się stać coś złego! Kto wy jesteście i co znaczą wasze sygnały?
— Musimy być w ciemności — rzekł przezorny traper. — Przed nami są Indyanie. Zdaje mi się, że wyrwali szyny!
— Do wszystkich dyabłów! Jeśli tak jest, to jesteście najzacniejszy chłop z tych wszystkich, którzy kiedykolwiek potykali się w tym kraju przeklętym!
Zeskoczywszy na ziemię, uścisnął mu inżynier rękę i kazał pootwierać wagony.
W minutę potem gromada ciekawych otoczyła myśliwców, ździwionych tem, że z przedziałów wyszła tak znaczna liczba ludzi, aby się dowiedzieć o przyczynie zatrzymania pociągu.
— Co się stało? Co jest? Czemu stoimy? — wołano ze wszystkich stron.
W krótkich słowach opisał Hammerdull położenie, czem w niemałe rozdrażnienie wprawił obecnych.
— Dobrze, bardzo dobrze! — zawołał inżynier. — Spowoduje to wprawdzie przerwę w ruchu, ale równocześnie daje nam znakomitą sposobność do przetrzepania skóry czerwonym. W przeciągu krótkiego czasu już po raz trzeci ośmielają się oni na tej przestrzeni
Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/133
Ta strona została skorygowana.
— 117 —