Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/139

Ta strona została skorygowana.
—  123  —

tylko z wielką trudnością, albo wcale byłby nie podszedł tego człowieka. Sam Firegun jednak znał mistrzostwo tego Apacza w podchodzeniu i nie wątpił, że Ogellallaj zniknie wkrótce.
Leżąc tuż przy wale kolejowym, miał go ciągle na oku. Rzeczywiście. Już po kilku minutach tuż obok człowieka, stojącego na straży, podniosła się błyskawicznie jakaś postać, potem obie upadły na ziemię. To nóż Apacza spełnił swoją powinność.
Winnetou powrócił po dłuższym czasie, obszedłszy stanowiska Indyan i przypatrzywszy się im dokładnie i zdał sprawę Firegunowi.
Ogellallajowie wyrwali kilka szyn i położyli je razem z progami napoprzek toru. Los pociągu razem z podróżnymi byłby straszny, gdyby był na to miejsce przyjechał. Dzicy leżeli w zupełnej ciszy z boku od tego miejsca na ziemi, a nieco dalej przywiązali konie do kołków. Obecność zwierząt uniemożliwiała prawie podejście Indyan z tej strony, gdyż koń preryowy przewyższa psa pod względem czujności i parskaniem oznajmia panu swemu zbliżanie się każdej żywej istoty.
— Kto nimi dowodzi? — spytał Firegun.
— Matto-Sih, Łapa Niedźwiedzia. Winnetou był tak blizko za jego plecami, że mógł go powalić tomahawkiem.
— Matto-Sih? To najdzielniejszy z Siouksów. Nie boi się żadnego wojownika i utrudni nam nasze zadanie w wysokim stopniu! Jest silny, jak niedźwiedź, a chytry, jak lis. Nie ma przy sobie wszystkich swoich ludzi, lecz zostawił resztę na preryi. Mądry wojownik nie postąpiłby zresztą inaczej.
— Uffh! — rzekł Winnetou głosem gardłowym, przyznając słuszność wywodom Fireguna.
— Niech mój czerwony brat zaczeka, dopóki nie wrócę! — poprosił Firegun, poczołgał się przez nasyp do Dicka Hammerdulla i rzekł do niego:
— Pójdziesz jeszcze o trzysta długości człowieka,