wonego. Padli wśród napastników na ziemię i przełażąc pomiędzy nimi, starali się wydostać na wolność.
— Na ziemię i noże do rąk! — zawołał Firegun gromowym głosem, śpiesząc na opuszczone przez Indyan obozowisko.
Myślał, że czerwoni zgromadzili tam dostateczną ilość palnych materyałów, ażeby w razie udania się wyprawy mieć odpowiednie oświetlenie na miejscu. Nie zawiódł się istotnie. W obozie leżało kilka wielkich kup chróstu. Z pomocą prochu rozniecił ogień, noc się rozjaśniła, a w tem świetle ujrzał mnóstwo włóczni i koców, doskonały materyał do palenia. Pozostawiwszy nadbiegającym robotnikom troskę o utrzymanie ognia, wrócił na miejsce, gdzie nocny atak zamienił się w straszliwą walkę piersią o pierś.
Nie biorącemu udziału w walce widzowi byłaby ona dostarczyła sposobności do przypatrzenia się czynom, dla których na gruncie cywilizowanym nie byłoby może miejsca.
Robotnicy byli to wprawdzie ludzie, którzy wyćwiczyli swoje siły w burzach życiowych, ale sposobowi walczenia Indyan, którzy teraz przy świetle poznali swoje położenie i zauważyli przy tem, że liczbą dorównywają swoim przeciwnikom, nie mogli opierać się skutecznie, Gdzie kilku z nich nie stało naprzeciwko Indyanina, tam zwykle on zwyciężał, a pobojowisko okrywało się coraz to więcej poległymi od potężnych ciosów tomahawku.
Z białych tylko trzej mieli tę broń: Sam Firegun, Dick Hammerdull i Pitt Holbers. Pokazało się przy tem, że przy równej broni wytrwalszy i inteligentniejszy biały osiągał większe korzyści.
Sam Firegun stał w samym środku gromady dzikich, a w twarzy jego odbijał się przy migotliwem świetle ognisk wyraz rozkoszy bojowej, która nie zgadza się z delikatniejszem usposobieniem, ale która mimo to pozostaje prawdą dowiedzioną. Kazał sobie drugim napędzać Indyan pod topór, który w jego
Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/142
Ta strona została skorygowana.
— 126 —