llajów, Matto-Sih. Jego szeroko zbudowana, przysadkowata postać tkwiła w bluzie myśliwskiej z garbowanej na biało skóry, ale obryzganej teraz krwią od góry aż do dołu. Z pleców zwisała mu skóra wilka preryowego, której część czaszkowa okrywała głowę.
Trzymając w lewej ręce wypukłą tarczę ze skóry bawolej, dzierżył w prawej tomahawk, a na kogo zwróciło się jego iskrzące, kolące oko, tego dosięgał cios taki, że padał martwy na ziemię.
Już mu się zdawało, że zwycięży. Własnym głosem dał hasło do tryumfalnego wycia, kiedy na placu boju ukazał się Winnetou. Matto-Sih odwrócił się spostrzegł Apacza.
— Winnetou, psie Pimów! — zawołał.
W oczach zabłysnął mu promień śmiertelnej nienawiści, ale wzniesiona już noga zawahała się, a ręka z toporem wojennym opadła, zamiast go rzucić na wroga. Zdawało się, jakoby widok nieprzyjaciela obezwładnił go i odebrał mu tak konieczną w tej chwili ostrożność i przytomność umysłu.
Winnetou zobaczył go także i krzyknął:
— Matto-Sihu, ropucho Ogellallajów!
Jak w falach wody zanurzyła się smukła i gibka, przytem nadzwyczaj silna, postać Apacza i podniosła się dopiero tuż przed Ogellallajem. Obaj zamierzyli się równocześnie do śmiertelnego ciosu, topory uderzyły z łoskotem o siebie, a Matto-Sihowi wypadła z ręki zdruzgotana broń. Zwyciężony odwrócił się błyskawicznie i potężnemi nogami torował sobie między swoimi drogę do ucieczki.
— Matto-Sihu! — zawołał Winnetou, nie ruszając się z miejsca. — Czy pies Ogellallajów zamienił się w tchórzliwą sukę, że ucieka przed wodzem Apaczów, Winnetou? Niech usta ziemi wypiją krew jego, a szpon sępa poszarpie mu serce i ciało, ale skalp jego ozdobi pas Apacza!
Temu wyzwaniu musiał Matto-Sih stawić czoło. Wrócił i wpadł na nieprzyjaciela, krzycząc:
Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/145
Ta strona została skorygowana.
— 129 —