między uszy. — Masz za to, jeżeli ci się zdaje, że Piotr Polter jest linoskoczkiem, albo podobnem karkołomnem indywiduum! Ta bestya podrzuca ogonem w górę, jak flagą gwiaździstą trójmasztowca i wywija słuchami, jakby chciała nimi łowić raki morskie! Gdybym cię tylko dostał między przedni i środkowy maszt dobrego okrętu, pokazałbym ci, co znaczy dobry sternik! Grace à dieu, heigh day, oto kabina, w której master Winklay stoi na kotwicy. Dalej z rei, Piotrze Polter, a ciebie, koniu dyabelski, przywiążę do deski w parkanie, żeby cię prąd nie porwał na pełne morze! Zsiądźcie, master Treskow i panie Wallerstone. Jesteśmy w przystani!
Wszyscy trzej zsiedli i przywiązali konie na dworze. Rozstawiwszy szeroko nogi, jak gdyby z jazdy konnej dostał morskiej choroby, wsunął się Polter ostrożnie przez sień i przez otwarte drzwi do izby gospodniej Irlandczyka.
— Good day, stary morsie! — pozdrowił go. — Daj czego mokrego, bo przejadę po tobie, tak mi gardło wyschło z pragnienia!
Towarzysze jego usiedli w milczeniu i pozostawili swemu przewódcy wstęp do zamierzonej rozmowy.
— Helà, my good Haggler, czy znasz jeszcze Piotra Poltera? — zapytał.
Gospodarz zmarszczył twarz w uśmiechu i odpowiedział:
— Znam cię jeszcze. Kto tak umie pić, jak ty, tego nie zapomina się tak łatwo!
— Well done... bon! Nie spodziewałem się takiej pamięci u ciebie! Pamiętasz jeszcze, jak piłem na pożegnanie z Dickiem Hammerdullem, Pittem Holbersem i kilku innymi, lecz musiałem jeszcze potem dwa dni zaczekać, bo tamci nie chcieli się zbudzić?
— Yes, yes, to był dring, jakiego w życiu nie widziałem. W podobnym chyba już nigdy nie wezmę udziału. Którędyż ty się włóczyłeś?
— Byłem na Wschodzie, potem na morzu, zaglądałem tu i ówdzie, a teraz chcę na tydzień, dwa
Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/161
Ta strona została skorygowana.
— 145 —