— At length, oto ich mamy! — rzekł mały traper. — Nawet nie przeczuwają, że im się ktoś z góry tak doskonale przypatruje, hihihi! Ale kto są ci trzej ludzie? Posuńcie się trochę naprzód, panowie, aż do pęków paproci. Stamtąd będziemy mogli zobaczyć twarze!
Zasłaniał nas znakomicie gęsty krzak paproci, bo sięgał aż do krawędzi wgłębienia.
— Zounds — szapnął Potter, spojrzawszy stąd na dół — to kolonel z Pittem Holbersem i Dickiem Hammerdullem. Napadli na nich czerwoni i wzięli ich do niewoli!
— Kolonel? — zapytał sternik, przeciskając głowę pomiędzy szerokie liście. — Heavens vraiment, zaiste! Czy mam skoczyć i pięściami wyłowić go z tej matni, Billu?
— Zaczekaj jeszcze trochę, stary! Zobaczymy najpierw, co oni chcą z nimi począć. Czyż nie widzisz, że te łotry zasiadły tak ciasno dla wspólnej narady? Przewodniczy czarnobrody myśliwiec, a Ogellallajowie na to pozwalają. Zapewne wódz ich zginął przy kolei. Patrzcie! Skończyli już i przewodniczący narady powstaje!
Istotnie jeden z białych, prawdopodobnie dowódca, podniósł się z ziemi, przystąpił do jeńców, a rozwiązawszy im pęta na nogach, dał znak, by powstali. Przypatrzywszy mu się dokładniej, poznałem w nim oryginał fotografii Treskowa. Głosem rozkazującym przemówił on do pojmanych:
— Powstańcie i posłuchajcie, co o was postanowiono!
Wszyscy trzej posłuchali wezwania.
— Wy jesteście Sam Firegun, dowódca myśliwców, którzy mają tu w lesie ukryty obóz?
Zagadnięty skinął głową potwierdzająco.
— Wy zabiliście Matto-Siha, wodza tych zacnych Indyan?
Znowu nastąpiła podobna odpowiedź.
— Powiadają, że zwieźliście z gór dużo złota do swojej kryjówki. Czy to prawda?
Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/172
Ta strona została skorygowana.
— 156 —