Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/183

Ta strona została skorygowana.
Skarb królewski.

Były ajent, znużony opowiadaniem, oparł się o poręcz, przyjmował spokojnie oznaki zadowolenia słuchaczy i odpowiadał na pytania, które ten i ów jeszcze stawiał. Gdy jednak te pytania zbyt się przedłużały, zniecierpliwiony poprosił ciekawych:
— Zostawcie mnie już w spokoju, panowie! Nie na to opowiedziałem tę historyę, żeby mię teraz zasypywano pytaniami, lecz na dowód, że biali są często gorsi od czerwonych. Chciałem też wykazać, że dobrze znam wodza Apaczów, Winnetou. jeśliście słuchali uważnie, to musicie mi przyznać, że łotrostwo, uplanowane przez „kapitana“ i jego ludzi, oraz napad na pociąg, odparto tylko dzięki bystrości i męstwu Winnetou. Jest to mąż, z którym nikt z Indyan, a mało kto z białych, może się porównać. Postać jego przewyższa wszystkie inne, a jeśli kiedyś zginie, jak cały jego pożałowania godny naród, skazany na zagładę, to przecież imię jego pozostanie na zawsze w pamięci naszych synów, wnuków i prawnuków.
Well, macie słuszność, sir! — wtrącił jakiś stary jegomość, który siedział przy jednym z bocznych stołów i śledził tok opowiadania z największem zaciekawieniem. — Jeśli jednak wolno obcemu wyjawić swoje zdanie, to zrobiłbym pewną uwagę.
— Sposób, w jaki przedkładacie swoje życzenie, nie dopuszcza myśli, jakobyście chcieli mię urazić. Słucham!
— Wspomnieliście, że Apacze znani byli z tchórzostwa i chytrości i zdobyli sobie przez to miano Pimów, że dopiero, odkąd Winnetou jest ich wodzem,