niego i czasem spędzamy na tem długie wieczory, jeśli nic lepszego nie mamy do czynienia.
— Czy słyszeliście także o grze, którą w starym kraju nazywają koniczynką, mr. Hammer? — spytał Jones.
— Nie.
— Tu nazywa się ona „three carde monte“ i jest bezwątpienia najpiękniejszą ze wszystkich gier. Widziałem wprawdzie tylko raz, jak się ją gra, dopiero się jej uczę, ale spróbuję także wam pokazać.
Three carde monte podobało nam się bardzo i niebawem zatopiliśmy się wszyscy w tej grze. Nawet kobiety odważyły się postawić kilka centów. Zdawało się rzeczywiście, że Jones dobrze grać nie umiał, bo my wygrywaliśmy, a on musiał nawet sięgnąć do złotówek, których miał mnóstwo. To dodało nam odwagi, zaczęliśmy stawiać więcej, ale równocześnie zmieniło się szczęście, my przegraliśmy całą wygraną i musieliśmy rzucić do kasy z własnych pieniędzy. Poszczególne wygrane nęciły coraz bardziej. Kobiety przestały grać już dawno, a ja wycofałem się także. Ojciec i Fred Hammer chcieli się odegrać, w tym celu stawiali sumy coraz większe, niebezpieczeństwo utraty całej gotówki zbliżało się coraz bardziej mimo moich napomnień, żeby byli ostrożni.
Nagle spostrzegłem osobliwy ruch Jonesa. Wobec tego pochwyciłem go za rękę i wyciągnąłem mu z rękawa kartę treflową. Okazało się tedy, że grał czterema kartami i był oszustem. On zerwał się z miejsca w tej chwili i krzyknął z gniewem:
— Co was moja karta obchodzi, boy?
— Tyle co nas nasze pieniądze! — odparł ojciec i zgarnął natychmiast ku sobie całą wygraną, leżącą przed Jonesem.
— Proszę oddać dolary! One do mnie należą, a kto się ich dotknie, ten złodziej!
— Przepraszam, sir! Kto fałszywie gra, ten jest oszust i musi zwrócić wszystko, co zabrał. Idźcie teraz
Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/19
Ta strona została skorygowana.
— 9 —