tym kawałku gruntu obok domu. Później przybył w te strony mój mąż teraźniejszy. Chciał tylko zapolować i pójść w dalszą drogę, został jednak dłużej, a potem raz na zawsze. Zadowolona byłam z tego, bo bez niego byłabym umarła z głodu razem z dzieckiem. Poszedł on do Dodge-City i zażądał, żeby uznano mego męża za zmarłego. Ja potrzebowałam opiekuna, a dziecko ojca, a Rollins został jednem i drugiem. Raz przyśnił mu się skarb, rzekomo tutaj zakopany. Szczególnym sposobem powtarzał się ten sen tak często, że Rollins nietylko wierzy w istnienie skarbu, lecz popadł poprostu w szał na tem tle. Nocami fantazuje o złocie, a za dnia go poszukuje.
— Zapewne tam, pod górą, gdzie stoją stare jawory?
— Tak. Mnie tam chodzić nie wolno, ani synowi. Nie potrafię wypowiedzieć, jak jestem nieszczęśliwa. Dniami i godzinami modlę się o wybawienie nas z tego strasznego położenia. O, gdyby Bóg nam dopomógł!
— Dopomoże, choćby nawet ta pomoc miała w pierwszej chwili ból sprawić. Wiele razy doświadczyłem w życiu, że...
Przerwano mi, bo wszedł Józef i poprosił, żebyśmy wyszli i przypatrzyli się niebu. Na dworze stał Mały Jeleń i patrzył uważnie na małą chmurkę, wiszącą prostopadle nad naszemi głowami. Poza tem było niebo zupełnie czyste, niezachmurzone. Józef powiedział, że Indyanin uważa tę chmurkę za bardzo niebezpieczną dla nas. Mały Jeleń mówił znośnie po angielsku, mógł więc porozumieć się z białym chłopcem. Will Salters wzruszył ramionami i rzekł:
— Ten obłoczek dymu z cygara miałby nam grozić niebezpieczeństwem? Pshaw!
Na to zwrócił Indyanin ku niemu głowę i powiedział tylko jedno słowo: „ilczi“.
— Co to znaczy? — zapytał mnie Will.
— Wicher, burza!
— Głupstwo! Niebezpieczny wicher wychodzi z „dziury“, to znaczy, jeśli całe niebo osłoni się chmu-
Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/198
Ta strona została skorygowana.
— 178 —