Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/248

Ta strona została skorygowana.
—  226  —

Ema uścisnęła ojca, ucałowała serdecznie i odpowiedziała: — Tak, ojcze; byłam w niebezpieczeństwie, wiekszem od niebezpieczeństwa śmierci.
— O Boże! W jakiem? — zapytał, powitawszy Indyankę również uprzejmie.
— Komancze wzięli nas byli do niewoli.
— Matko Boża! Czy są teraz nad Rio Pecos?
— Tak. Ci dwaj mężowie to nasi zbawcy.
Wzięła Helmersa i Apacza za ręce i poprowadziła ich przed ojca.
— To sennor Antonio Helmers, a to Szosz-inliet, wódz Apaczów. Gdyby nie oni, byłabym musiała zostać skwawą Komancza, a naszych ludzi byliby czerwoni pod słupem na śmierć zamęczyli.
Zacnemu staremu zarządcy wystąpił już na samą myśl o tem zimny pot na czoło.
— Na Boga, co za nieszczęście, a zarazem co za szczęście! Witam was, witam, sennores, z całego serca was witam. Musicie mi wszystko opowiedzieć, a ja potem pomyślę, w jakiby sposób wam się odwdzięczyć. Wejdźcie do domu i bądźcie jego panami!
Było to bardzo miłe i uprzejme przyjęcie. Wogóle starzec robił wrażenie człowieka rzetelnego i poczciwego. Kto go poznał, musiał go polubić.
Goście weszli przez bramę w palisadzie, oddali konie kilku parobkom i wstąpili do budynku. Majordomo pozostał z kilku wakerami w przedsionku, a hacyendero wprowadził obu gości razem z paniami do salonu, gdzie wszyscy usiedli, a Ema w ogólnych zarysach opowiedziała przygodę.
— O Jezu! — wołał zaniepokojony hacyendero. — Ileż to musiałyście wycierpieć, moje dziewczęta! Ale Bóg zesłał tych sennorów na wasze ocalenie. Co powie hrabia, co Tekalto, gdy to usłyszą!
— Tekalto? — zapytała Indyanka z radością: — Czy mój brat, Czoło Bawole, jest tutaj?
— Przybył wczoraj.