Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/256

Ta strona została skorygowana.
—  234  —

— Byli tutaj w hacyendzie rozmaici dobrzy jeźdźcy i myśliwcy, ażeby spróbować swej siły i zręczności, ale zawsze napróżno. Wszyscy mówią, że tylko jeden człowiek oswoiłby tego konia.
— Kto taki?
— Obcy myśliwiec z nad Red River, który na dyable zajechałby do piekła. Ten człowiek puścił się raz w sam środek tabunu dzikich koni i przebiegł po zwierzętach z głowy na głowę, żeby sobie wybrać najlepsze.
Helmers uśmiechnął się wesoło i zapytał:
— Czy ten śmiałek ma jakie nazwisko?
— To się rozumie.
— Jakie?
— Jak się właściwie nazywa, tego nie wiem, ale od czerwonych otrzymał przydomek: Grot Piorunowy, Itintika.
Helmers nie dał poznać po sobie, że o nim mowa, a Czoło Bawole i Serce Niedźwiedzie nie drgnęli również na twarzy. Helmers zapytał:
— Gdzie ten koń?
— Leży tam za tamtym tabunem.
— Skrępowany?
— Oczywiście.
— Do wszystkich dyabłów!. Źle z nim postępujecie!
— Ba! Sennor Arbellez dba bardzo o swoje konie, ale tym razem przysiągł, że kary albo się podda, albo zginie z głodu.
— Zapewne związaliście mu także pysk?
— Rozumie się.
— Pokażcie mi tego ogiera!
— Chodźcie, sennorze!
W chwili właśnie, kiedy powstali, ujrzeli sennora Arbelleza, nadjeżdżającego z córką i z Karją. Była to jego zwykła jazda inspekcyjna, jaką zawsze odbywał przed nocą. Nie wstrzymując się z tego powodu, poszli wakerowie z Helmersem do konia.