Objechawszy rozległe przestrzenie, na których pasły się konie, bydło rogate, muły, owce i kozy, wrócili do domu. Helmers przywiązał ogiera do kołka. Kiedy Karja, udając się do swego pokoju, przechodziła obok drzwi hrabiego, ukazał się w nich hrabia Alfonzo.
— Karjo — spytał — czy mogę dziś z tobą pomówić?
— Kiedy? — spytała Indyanka.
— Dwie godziny przed północą.
— Gdzie?
— Pod oliwkami nad potokiem.
— Przyjdę!
Gdy zapadł wieczór, zgromadziło się całe towarzystwo w jadalni, gdzie podano na stół prawdziwie olbrzymie zapasy. W uczcie wzięli także udział obydwaj wodzowie indyańscy. Rozmowa obracała się około ostatnich wypadków, a potem zeszła na oswojenie ognistego rumaka. Chwalono za to Helmersa znowu, lecz on nie przyjmował pochwał, mówiąc:
— Nie warto wspominać o tem, sennores. Nie ja jeden potrafię coś podobnego.
— O, to tylko skromność z waszej strony — rzekł hacyendero. — Czy jest jeszcze ktoś taki?
— Owszem! Ten zrobiłby to jeszcze lepiej ode mnie. Mam na myśli Old Shatterhanda, przyjaciela Winnetou. Mnie daleko jeszcze do tego, żeby jemu dorównać.
— Ach! Old Shatterhand! Dużo o nim słyszałem! Wierzę też, że oswojenie dzikiego konia byłoby dla niego igraszką. Wy go znacie, sennorze?
— Znam. Dlatego właśnie mogę zgodnie z prawdą powiedzieć, że mu nie dorównywam.
Zeszła więc rozmowa na tego słynnego westmana, przyczem opowiedziano kilka wybitniejszych jego czynów. Hrabia nie zjawił się przy stole. Jego dzisiejsze występy złościły go. Czuł, że się tem nie wsławił, dlatego nie przyszedł. Na pojedynek z Helmersem nie zgodził się oczywiście z tchórzostwa.
Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/261
Ta strona została skorygowana.
— 239 —