z dochodów, zdobytych bronią. Gdyby się dowiedzieli o zawartości skrzyń i worów, byłoby po hrabi. Ale nad tem nie pomyślał ten lekkoduch.
Ledwie nazajutrz rano Helmers wstał z łóżka, przyszedł do niego hacyendero, ażeby mu powiedzieć: „dzień dobry!“ Polubił myśliwca, mimo że dopiero tak krótko się znali.
— Przychodzę do pana właściwie z prośbą — rzekł.
— Którą ja spełnię, jeśli będę mógł — odpowiedział Helmers.
— Będzie pan mógł. Znajduje się pan tutaj w pustkowiu, gdzie panu trudno zaspokoić wszelkie potrzeby, ja zaś mam wielki zapas wszystkiego, czego mi potrzeba, bo muszę swoich ludzi zaopatrywać we wszystko. Jeśliby pan chciał wziąć sobie bieliznę i nową odzież, to z przyjemnością postawiłbym panu nizkie ceny.
Helmers wiedział dobrze, jak on to rozumiał, ale z jednej strony nie mógł obrazić zacnego hacyendera, a z drugiej jego strój myśliwski znajdował się naprawdę w stanie opłakanym. Namyślił się więc prędko i odpowiedział:
— Dobrze! Przyjmuję pańską propozycye pod tym warunkiem, że ceny nie będą zbyt wysokie, gdyż jestem, jak to mówią, biedak.
— Hm, jakąś drobnostkę zarobię, chociaż niepotrzebuje pan zaraz dzisiaj płacić. Chodź pan! Pokaże panu magazyn! — rzekł Arbellez śmiejąc się.
Kiedy w godzinę potem Helmers stanął przed lustrem, sam sobie wydał się obcym. Miał rozprute na dole, obramowane złotem, spodnie meksykańskie; lekkie półbuty z ogromnemi ostrogami; śnieżnie białą koszulę; na niej krótką, otwartą z przodu bluzę, wyszytą złotem i srebrem; na głowie sombrero o szerokich kresach, a na biodrach szal z chińskiej gazy jedwabnej. Włosy miał przystrzyżone, wąsy i brodę zrównane. W tej strojnej i bogatej odzieży prawie nie poznał siebie.
Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/271
Ta strona została skorygowana.
— 249 —