Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/53

Ta strona została skorygowana.
—  41  —

Byłem potem w Teksas, włóczyłem się przez kilka lat po nowym Meksyku, Colorado i po Nebrasce, zabłądziłem nawet do Dakoty, gdzie pobiłem się trochę z Siouksami, od których nawet najprzebieglejszy traper może się nauczyć rozumu.
Tam spotkałem pod Black-Hills kilku myśliwców, od których otrzymałem bardzo dziwną wiadomość. Podówczas opanowała była wszystkich gorączka naftowa; źródła same tryskały z ziemi, a gdzie nie było nafty, tam było przynajmniej wiele krzyku. To prawda, że całe okolice ociekały tym olejem, a kto miał szczęście i zapewnił sobie prawo sprzedaży, mógł w jednym roku zgromadzić miliony.
Mówiliśmy właśnie o tem, leżąc przy ognisku i piekąc nad niem soczystą polędwicę bawolą, gdy wtem zapytał jeden z ludzi:
— Czy znacie płaskowzgórze, ciągnące się od Yankton nad Missouri po prawej stronie rzeki prosto na północ i opadające potem stromo ku krajom nad zatoką Hudsonu? Nazywają je Coteau du Missouri.
— Dlaczego mielibyśmy nie znać Coteau? Prawdą jest jednak, że nie każdy zapuszcza się na górę pomiędzy strome ściany parowów i rozpadlin, gdzie władną czerwonoskórzy, niedźwiedź i ryś, a gdzie nic nie można upolować prócz nędznego skunksa, albo dzikiego kota, nic przynoszącego żadnej korzyści.
— A ja mimo to byłem tam i znalazłem coś, czego nigdy nie byłbym szukał, a mianowicie największego w Stanach Zjednoczonych nafciarza.
— Nafciarza? Tam na górze? Jak mogła nafta wydostać się na Coteau?
— Nafta jest tam i to wystarczy; a jak się na górę dostała, to mnie nic nie obchodzi. Byłem trzy dni u niego, bo musicie wiedzieć, że człowiek ten przestrzega praw gościnności, jak mało kto. Trzymał mnie u siebie, jak samego prezydenta. Nafta płynie mu z ziemi, a on mimo to sprowadził z Chicago świder ziemny, ażeby ją wydobywać z większej głębokości.