— Po jeździe dobrymi pieniądzmi, a przed jazdą pięściami. Wybieraj zatem!
— Hm, hm! — mruknął marynarz, stropiony groźną błyskawicą, która zamigotała w oczach obcego. — Pakujcie swoich dziesięć palców, gdzie chcecie, tylko nie mnie w twarz! Czy umiecie sterować?
Krótkie skinienie głową było odpowiedzią. Potem odwiązano łódź i zaczęto wśród chaosu statków najrozmaitszego rodzaju szukać drogi na wolne morze.
Obcy umiał sterować, jak mało kto, co marynarz zauważył już po kilku pierwszych uderzeniach wiosła. Nie dał poznać, dokąd zmierza, opłynął wielkim łukiem pancernik i „L’ horrible’a“ i odprowadził potem łódź na miejsce, gdzie zapłacił za przejażdżkę tak sowicie, jak się tego po zewnętrznej jego postaci żadną miarą nie można było spodziewać.
— To on — westchnął z ulgą, wchodząc na schody. — Teraz pani Voulettre zniknie tak samo bez śladu, jak niegdyś przepadła „miss admiral“. A teraz do szynku!
Zwrócił swe kroki ku tej stronie miasta, w której osobniki z pod ciemnej gwiazdy wiodą nędzne i zbrodnicze życie. Szedł po gruncie nierównym, który zwłaszcza w nocy był prawdziwie karkołomny, przez plątaninę wązkich ulic i uliczek, nie zasługujących prawie na tę nazwę. Chatki, baraki i namioty, które mijał, wyglądały jak obóz cygański, nie wskazywały na to, że są częścią dobrze urządzonego miasta, gdzie silna dłoń służby bezpieczeństwa publicznego obowiązana jest usuwać, a przynajmniej dobrze pilnować wszelkich szkodliwych lub choćby podejrzanych żywiołów.
Nareszcie zatrzymał się przed długą budą z desek, nad której drzwiami widniał kredą nasmarowany napis „Taverne of fine brandy“. Napis illustrowały dwie flaszki, narysowane kredą na chropawem drzewie.
Wstąpił do środka.
Długą izbę zapełniali goście, których wygląd świadczył o tem, że nie należeli do kół towarzyskich,
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/105
Ta strona została skorygowana.
— 351 —