Szybkim krokiem przystąpił do obcego, szczupłego i o głowę mniejszego od niego i zamachnął się do uderzenia, które pewnie byłoby nie podziałało jak pieszczota. Ale zagrożony pochwycił napastnika w jednej chwili i grzmotnął nim o ziemię z taką siłą, że zaledwie zdołał się podnieść.
W tej chwili przyskoczył najbliższy sąsiad pokrzywdzonego, ażeby pomścić haniebną klęskę towarzysza. Ale spotkał go los podobny. Z iście kocią zręcznością uniknął przeciwnik jego ciosów, podbiegł ku niemu i rzucił nim o ziemię, aż zahuczało.
Już chciał trzeci pójść za ich przykładem, kiedy długi Tom wmieszał się w sprawę.
— Stop! — rzekł, chwytając go za ramię i zatrzymując. — Nie rób głupstw, stary chłopie! Jemu nie dorównasz ani ty, ani nawet dziesięciu, tobie podobnych.
— Oho! Zobaczymy!
— Spróbuj, jeśli już chcesz koniecznie. Sądzę jednak, że uszanujecie oficera z „L’ horrible’a.“
— Z „L’ horrible’a“?
Również tamci dwaj, którzy podnieśli się teraz z ziemi z zamiarem ponowienia ataku, powtórzyli ze zdumieniem to pytanie.
— Z dawnego, czy obecnego?
— Oczywiście, że z dawnego. Myślicie, że lada głupiec z marynarki Stanów Zjednoczonych odważyłby się wejść tu do naszej kajuty?
— Prawda to?
Obcy skinął zlekka głową i rzekł:
— Niewątpliwie, moi ludzie. Długi Tom zna mnie trochę lepiej z owych czasów, kiedy to chodziliśmy razem po statku i wykonywali niejedną piękną rzecz.
— To co innego! Jeśli tak, to możecie spokojnie u nas zostać. Pięści naszych już wam kosztować nie damy.
— Przed waszemi pięściami — rzekł lekceważąco obcy — dyabelnie mało czuję strachu, jak to sami widzieliście. Ale niezłe z was zuchy, dlatego nietylko wam
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/112
Ta strona została skorygowana.
— 356 —