Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/120

Ta strona została skorygowana.
—  364  —

— A kiedy?
— Kiedy pani rozkaże!
— W takim razie jutro, sir, jutro przed południem!
— Bardzo chętnie, miss. Stopa pani uświęci miejsce, które teraz jest moją ojczyzną.
— Tam znajdzie się sposobność do egzaminu — rzekła filuternie. — Pragnęłabym jednak, żeby moje odwiedziny nie sprawiły panu jakich trudności. Nie jestem ani admirałem, ani komodorem i nie mam najmniejszego prawa do żeglarskich honorów.
— Bez obawy, miss! Nawet gdybym chciał i gdyby mi wolno było pokazać pani „L’ horrible’a“ w paradzie, natrafiłbym na pewne trudności. Właśnie jutro rano kilku moich ludzi wysiada na stałe na ląd, a ja muszę dla uzupełnienia załogi rozejrzeć się za innymi.
— Ach! Czy przyjąłby pan odemnie pomoc w tym względzie?
— Z wdzięcznością, łaskawa pani!
— O, wdzięczność ja będę panu winna! Kłopot pański przypomniał mi kilku dzielnych ludzi, którzy dawniej służyli u mnie i chcieliby dostać się na dobry statek. Są to dobrze wyszkoleni żeglarze, których jak najgoręcej mogę panu polecić.
— Polecenie pani uwalnia mnie od trudu starania się o odpowiednich ludzi. Czy wolno zapytać, gdzie ich mogę znaleźć?
— Mieszkają tu w pobliżu. Każę ich zawołać do przedpokoju. Będzie pan mógł dobrze ich wybadać.
— Dobroć pani przygniata mnie poprostu. Jestem przekonany, że żaden z poleconych przez panią nie dostanie odmownej odpowiedzi!
— Dziękuję! Pozwoli pan, że wydam odpowiedni rozkaz!
Wróciła do towarzystwa.
Jenner był oczarowany uprzejmością tej kobiety, która wyświadczyła mu tyle grzeczności. On, człowiek prosty, niewymagający pod względem towarzyskim, a w stosunku do kobiet jeszcze całkiem niedoświadczony,