Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/123

Ta strona została skorygowana.
—  367  —

— Pragnę bardzo zobaczyć ten znakomity statek. Skąd Parker pochodzi?
— Prawdziwie nie mogę pani powiedzieć, bo sam tego nie wiem. Proszę panią uprzejmie coś przekąsić, chociaż obawiam się, że zastawa moja nie zadowoli smaku pani. Kucharzowi wojennego okrętu bardzo rzadko zdarza się przyrządzać menu dla pań.
— A pani będzie przyjemnie skosztować menu dzielnych marynarzy. Czy mogę o coś pana poprosić, panie poruczniku?
— Do usług, łaskawa pani!
— Zapraszam pana na dziś wieczór do siebie i spodziewam się, że pan przyprowadzi także resztę szarży.
— O ile tylko służba na to pozwoli.
— Dziękuję! Będzie to kolacya entre nous, którą będę się starała wedle sił odwzajemnić się za pańskie tak uprzejme przyjęcie.
— Pani de Voulettre może być wszędzie pewną takiego przyjęcia. Mam na przykład polecenie zaprosić panią tam na pancerną fregatę, choćby na kilka minut. Kapitan byłby za tę uprzejmość bardzo zobowiązany.
— Przyjmuję zaproszenie, ale pod warunkiem.
— A warunkiem tym będzie?
— Pańskie towarzystwo, panie poruczniku.
— Zgadzam się z całego serca!
Po śniadaniu kazał się z nią razem przewieźć na pancernik. Nie przeczuwający niczego oficer nie miał pojęcia o ukrytym celu tych odwiedzin. Również oczywiście nie wiedział, że majtkowie, których przyjął na statek na polecenie tej pani, planowali zamach na jego okręt. Nawet oni sami dali się oszukać; nie uwierzyliby, że pani de Voulettre i ów obcy z wielką blizną od ognia to jedna i ta sama osoba.
— A teraz, panowie — mówił dalej urzędnik policyjny — muszę w swem opowiadaniu wykonać wielki skok z San Francisko aż w owe strony Dzikiego Zachodu, w których znajduje się Sam Firegun z towarzyszami.