Dzicy uważali za niepodobieństwo ucieczkę któregoś z pojmanych, a ruchy sternika były tak błyskawiczne, że ujechał był już dość znaczną przestrzeń, zanim chwycili za broń palną. Kule go nie dosięgły, ale dwaj, Indyanie dosiedli koni i puścili się w pogoń. Reszta pozostała przy jeńcach.
Podczas tego całego zdarzenia nie dał się słyszeć ani jeden okrzyk, nie padło ani jedno słowo. Teraz ten sam młody Indyanin, który mówił przedtem, przystąpił znowu do jeńców i zapytał:
— Czy znacie białego myśliwca, Sama Fireguna?
Zapytani nie zaszczycili go odpowiedzią.
— Znacie go, bo jest waszym wodzem. Ale znaliście także Matto-Siha, Łapę Niedźwiedzią, którego krew popłynęła z rąk waszych. On teraz już w wiecznych ostępach, a przed wami stoi syn jego, który postanowił pomścić na białych jego śmierć. Syn Matto-Shia poszedł z młodzieńcami za starszymi wojownikami, którzy chcieli pojmać konia ognistego i znalazł po dwakroć trupy swoich braci. Pochwycił potem nowe konie dla tych, którzy uszli z życiem i wyda teraz morderców na pal ognisty.
Odstąpił. Obydwu myśliwców przywiązano bez oporu z ich strony do koni, poczem ruszono przez rzeczkę do lasu, ciągnącego się wzdłuż pagórkowatego widnokręgu. Dzicy wiedzieli, że nie potrzebują troszczyć się o tych dwu, którzy pojechali za sternikiem.
Kiedy dotarli do lasu, zapadł był już wieczór. Trzymali się wobec tego skraju lasu, a potem zapuścili się nieco w głąb, dopóki nie spotkali gromady młodych Indyan, siedzących dokoła małego, przytłumionego ogniska. Jakkolwiek nie byli wojownikami dorosłymi, mimoto wyruszyli pod dowództwem syna Matto-Siha naprzeciw starszych w tym czasie, kiedy ci już wracali z napadu na pociąg. Zauważyli oczywiście przy tej sposobności ich klęskę. Zapłonęli żądzą zemsty za śmierć swoich i wpadli teraz w zachwyt na widok jeńców. Wysłuchali z uwagą sprawozdania młodego
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/128
Ta strona została skorygowana.
— 372 —