— Skrępujcie więc nas napowrót!
— Zwiążę was niezbyt mocno, a tu macie nóż na wszelki wypadek. Tak, to już gotowe, a teraz precz!
Obaj śmiałkowie zniknęli bez szmeru, a jeńcy zajęli poprzednie położenie. Czuli się o wiele pewniejsi i silniejsi na duchu, aniżeli przed chwilą.
Kiedy to działo się w kryjówce, stał mały Bill Potter przed nią, wsparty o drzewo i słuchał uważnie każdego szmeru, który go w ciszy nocnej dochodził. Objął ten posterunek, żeby dbać o bezpieczeństwo całego towarzystwa.
Wtem usłyszał plusk szybkich kroków w potoku. Rzucił się na ziemię, ażeby zbliżającego się lepiej poznać, a jemu się nie pokazać. Przybysz stanął w pobliżu, starając się przebić wzrokiem ciemności.
— Have-care — attention, czy tu niema nikogo na straży? — spytał.
— Piotrze Polter, czy to ty?.
— No, kimże miałbym być, jeśli nie Piotrem Polterem, he? Kogóż właściwie kolonel tutaj postawił?
— Kto ja jestem? Hihihi! Piotr Polter nie poznaje Billa Pottera, a stoi przed nim o dwie stopy taki długi, jak pień sykomory! Gdzie są tamci?
— Jacy tamci, stary trutniu?
— No, Hammerdull i Holbers! A co się stało z mięsem, które mieliście przynieść?
— Idźcie sami po mięso, oraz po Grubasa i Cienkosza. Znajdziecie wszystko u Indyan tam nad rzeką, jeśli przedtem nie pojadą dalej.
— U Indyan, nad rzeką? Co to ma znaczyć?
— To znaczy, że nie mam czasu wdawać się z tobą w długie rozmowy! — odparł Polter. — Muszę iść do kolonela, a ty potem dowiesz się o wszystkiem.
Zwrócił się ku wejściu do jaskini, gdzie myśliwi siedzieli przy ognisku. Sam Firegun poznał nadchodzącego.
— Już tu, sterniku? — spytał. — A tamci zostali z mięsem?
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/136
Ta strona została skorygowana.
— 380 —