Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/147

Ta strona została skorygowana.
—  391  —

Wszelkie trudy okazały się daremnemi. Czas drogi upływał szybko, wobec czego musieli z każdą chwilą coraz pośpieszniej szukać.
— Schowane zanadto troskliwie, Janie — rzekł wkońcu Sanders, gdy przyszli do ostatniej komory. — Zresztą, gdybyśmy je nawet znaleźli, jak moglibyśmy je zabrać? Złoto jest ciężkie.
— Włożylibyśmy je na konie rezerwowe.
— To byłby sposób jedyny, ale opóźniłby naszą ucieczkę. Patrz, to zapewne osobne mieszkanie Fireguna!
Ściany tej komory obwieszone były niegarbowanemi skórami w celu powstrzymania wilgoci. Kilka z gruba ciosanych krzeseł i skrzyń stanowiło jej urządzenie. Szukający rzucili się natychmiast do skrzyń, lecz złota nie znaleźli tylko ubrania i inne przedmioty. Rozrzucili to w pośpiechu po ziemi. Wtem wydał Sanders słaby okrzyk radości. Znalazł stary portfel, który, owinięty troskliwie, leżał na dnie jednej ze skrzyń.
— To nie złoto, ale może mimo to ma jakąś wartość! — rzekł.
Wszedł do głównej groty, gdzie było jaśniej i otworzył portfel.
— Co tam jest, kapitanie? — zapytał Letrier z zaciekawieniem.
— Nic, zupełnie nic. Znowu się zawiodłem — odpowiedział spokojnie, lecz w duszy jego przewalały się fale wzruszenia.
Zawartość składała się z bardzo wartościowych kwitów depozytowych. Oto Sam Firegun odwiózł mnóstwo złota do rozmaitych banków na Wschodzie i kazał sobie na te sumy wystawić kwity. Obecny ich właściciel mógł je każdej chwili zmienić na bieżącą monetę. Ale tego Letrier nie potrzebował wiedzieć.
Sumy, zapisane na tych kwitach, nie należały wyłącznie do Fireguna, lecz do całego towarzystwa, dlatego były tak wysokie. W kryjówce było z pewnością mnóstwo złotego pyłu i nuggetów, ale nie można było