Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/174

Ta strona została skorygowana.
—  416  —

— „L’ horrible’a!“ — powtórzył Sam Firegun, uważając lepiej. — Co mówili z sobą?
— Nie mogłem zrozumieć.
— Czemu?
— Zapytali mnie, czy umiem po francusku, a gdy zaprzeczyłem, zaczęli paplać, że mi w uszach dzwoniło.
— To oni! Gdzie wysiedli?
— Na wodzie.
— Nie może być.
— Tak jest. Powiedzieli, że należą do statku, że wyrwali się na krótki czas, ażeby się pobawić na lądzie, a teraz chcą, żeby nie zauważono ich powrotu. Podpłynęli więc sami pod statek.
— A przedtem musieliście im przyrzec...
— Że nie będę mówił o tem, zanim nie upłynie kilka godzin.
Firegun chciał dalej pytać, kiedy nagle poczuł czyjąś rękę na swoje m ramieniu.
— Niech mój brat idzie ze mną!
Był to Winnetou. Poprowadził go o kilka kroków na bok i zapytał:
— Jak się nazywa to wielkie kanoe, które stoi na wodzie z tamtej strony?
— „L’ horrible“.
— A jak się nazywa kanoe, na którem biały, nazwiskiem Sanders, był wodzem?
— „L’ horrible“. To ten sam okręt.
— Czy biały nie wypłynie, ażeby odzyskać swoje kanoe?
Sam Firegun stropił się i zapytał:
— Skąd memu bratu przyszła ta myśl?
— Winnetou zeszedł raz ze stanowiska, by zobaczyć ciebie i przejechał promem, na którym biali mówili o tem kanoe. Opuściwszy prom, zaczekali jakiś czas, a potem wsiedli z innymi ludźmi i z kufrem do kilku łodzi.
— Czy mój brat słyszał wszystko, co mówili?