Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/177

Ta strona została skorygowana.
—  417  —

— Chcieli udać się na wielkie kanoe i zabić jego ludzi, bo miał przyjść czarny wódz.
— Czarny kapitan?
— Mój brat wymawia to słowo, ale ono za trudne dla języka Apacza.
— I wypłynęli na przystań?
— Tak. Widziałem u nich noże i topory za pasem.
Firegun zamyślił się na chwilę, a potem rzekł:
— Niech mój brat wróci na swoje stanowisko! Myśliwcy muszą nadejść przed świtem.
Apacz spełnił to polecenie. Także rybak oddalił się z nuggetami i traper został sam.
Czyżby na „L’ horrible’u“ działo się istotnie coś niezwykłego? Winnetou nie pomylił się pewnie, ale, jeśli rzeczywiście miano napaść na okręt, to skąd mogli ci ludzie wiedzieć o przybyciu Sandersa?
Gdy się jeszcze nad tem namyślał, zabrzmiały w przystani strzały i mimo spóźnionej pory zaroiło się na bulwarze od tłumu ludzi, których zastanowiły strzały alarmowe. Ciemność nie pozwalała rozpoznać wszystkich statków, stojących w samym porcie i w przystani, ale poruszanie się latarń na okrętach było pewną oznaką, że stało się coś niespodziewanego.
Barka wojenna z sześciu żołnierzami pod dowództwem kadeta wylądowała tuż obok myśliwca. Znajdujący się przypadkiem na lądzie sternik, któremu kadet obowiązany był odpowiedzieć, przystąpił do niego i pytał:
— Co tam wodzie, sir?
— „L’ horrible“ płynie wszystkiemi żaglami na pełne morze.
— Cóż z tego?
— Cóż z tego? Wszyscy jego oficerowie znajdują się na lądzie. Stało się jakieś łajdactwo, a ja mam rozkaz zawiadomić was o tem natychmiast.
— Kto strzelał?
— My na pancerniku. Nasz kapitan jest z panami z „L’ horrible’a“. Good night, sir!