— To chyba żarty, poruczniku!
— Żarty? Niech dyabeł porwie takie żarty! Nie do żartów mnie teraz. Jestem otruty, zmęczony przez lekarza, wydręczony przez policyę i wysekowany przez władze portowe. To nie żarty.
— Mówicie w zagadkach!
— Pozwólcie, że wam wszystko opowiem!
Ze straszliwą wściekłością, od której trząsł się cały, przedstawił Parkerowi zdarzenie, którego padł ofiarą. Gotów był z rozdrażnienia popełnić najkrwawszy czyn. Zakończył swe opowiadanie powtórzeniem żądania:
— Jak powiedziałem, musicie mi dać swój okręt.
— To nie może być, sir!
— Jakto nie może być? — zawołał Jenner z iskrzącemi oczyma. — Czemu?
— „Swallow“ jest oddana mnie, porucznikowi Parkerowi. Mogę ją tylko na wyższy rozkaz powierzyć komuś drugiemu.
— To wstyd, to tchórzostwo, to...
— Panie poruczniku...!
Jenner odskoczył na groźny dźwięk tego głosu. Starał się opanować rozdrażnienie, a Parker mówił dalej spokojnie:
— Uważam tę obelgę za niebyłą, bo gniew nie rozważa tego, co mówi. Znacie prawa i instrukcye równie dobrze, jak ja i wiecie, że na własną rękę nie wolno mi nikomu oddać komendy nad moim statkiem. Ale was pocieszę. Ruszę czemprędzej w pogoń za „L’ horrible’m“. Czy będziecie mi towarzyszyć?
— Dziwne pytanie! Przecież ja muszę go odebrać, żebym miał przejść przez tysiąc piekieł!
— Dobrze! Czy „L’ horrible“ był zaopatrzony w żywność?
— Conajmniej na tydzień.
— To musiał stanowczo przybić do lądu w Acapulco. Do Guayaquilu, albo Limy nie zdoła dotrzeć.
— To dostaniemy go niebawem. Sami dowiedliście
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/187
Ta strona została skorygowana.
— 427 —