statkiem. Cała załoga zebrała się na pokładzie. Parker wylazł znowu na górę, by stamtąd patrzeć na morze. W pół godziny potem, kiedy już ciemność zapadała, zeszedł na dół. Na jego obliczu przebijało się wewnętrzne zadowolenie.
— Wszyscy na pokład!
Komenda ta nie była właściwie potrzebna, bo wszyscy stali już dokoła niego.
— Chłopcy, to jest „L’ horrible“. Uważać, co powiem!
Wszyscy zbliżyli się z zapartym oddechem.
— Chcę uniknąć boju burtą o burtę. Wiem, że nikt z was walki się nie boi, lecz muszę „L’ horrible’a“ dostać nieuszkodzonym. On stanął poza prawem narodów, dlatego można obejść się z nim, jak z rozbójnikiem. Weźmiemy go podstępem.
— Ay, ay, kapitanie, to dobrze!
— Teraz jest nów i morze ciemne. Jedziemy przed „L’ horrible’m“ tylko żaglami głównymi. Będzie nas uważał za rozbitków i zawróci ku nam, jakby już po swój łup.
— Tak jest! — zabrzmiało zgodnym chórem.
— Zanim na nas najedzie, spuścimy łodzie. Na „Swallowie“ zostanie tylko sternik z sześciu ludźmi. My przygotowani do zabrania statku wsiądziemy w łodzie i kiedy on będzie się zajmował naszym okrętem, dostaniemy się na jego pokład od strony steru. Teraz baczność!
Był to plan śmiały, lecz Parker ufał okolicznościom i szczęściu, które go dotąd nigdy nie opuszczało.
„Swallow“ sunęła się po wodzie powoli, a „L’ horrible“ pędził ze zwykłą sobie szybkością. Była już noc, żagli nie było widać, przeto załoga czuła się zupełnie bezpieczną. Sanders skończył był właśnie rozmowę z uwięzioną, jak zwykle, bez pożądanego wyniku i zabierał się na spoczynek, kiedy nagle huknął z oddalenia słaby wystrzał.
Szybko znalazł się Sanders na pokładzie. Zabrzmiał drugi strzał, a potem trzeci.
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/194
Ta strona została skorygowana.
— 434 —