— Strzały na pomoc, kapitanie — rzekł długi Tom, który stał obok niego.
— Gdyby za nami, to mógłby to być podstęp wojenny, ale przed nami, to niemożliwe. Niewątpliwie jest w niebezpieczeństwie jakiś statek bez masztów, bo bylibyśmy przed wieczorem widzieli żagle. Konstablu, rakieta i trzy strzały!
Rakieta wyleciała wysoko i zagrzmiały trzy strzały. Na drugim okręcie powtórzyły się znaki o pomoc.
— Zbliżamy się, Tomie. To będzie łup i nic więcej — rzekł Sanders, przyłożywszy do oka nocną lunetę. — Popatrz, tam stoi! Ma tylko stary żagiel główny. Powietrze trochę nieruchome, zawrócę jednak, ażeby się z nimi rozmówić.
Wydał odpowiednie rozkazy, a okręt obrócił się i płynął potem w niewielkiem oddaleniu obok „Swallowa“.
— Ahoi! Co za okręt? — zapytano ze statku „Swallow“.
Prawie cała załoga „L’ horrible’a“ stłoczyła się na lewym boku okrętu.
— Krążownik Stanów Zjednoczonych — odpowiedziano. — A tam jaki?
— Klipper Stanów Zjednoczonych, porucznik Parker! — zabrzmiało zamiast ze „Swallowa“ na „L’ horrible’u“ od strony steru.
Dobrze wymierzona salwa padła prosto na brygantów, a zaraz potem rzuciła się na nich gromada ciemnych postaci. Rozbójnicy, uważając wszelki napad za niemożliwy, byli prawie nieuzbrojeni. Parker wykonał swój plan, spuścił łodzie i dostał się na „L’ horrible’a“ od strony niestrzeżonej.
Tylko jedna osoba zobaczyła zbliżanie się łodzi, a to „miss admirał“. Zaledwie kapitan zamknął za sobą drzwi, podniosła się mimo więzów z niewysłowionym trudem i przystąpiła do ściany kajuty, w której tkwił gwóźdź. Pracowała nad tem już przez kilka nocy, żeby na nim przetrzeć swoje więzy, a dziś doprowadziła
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/195
Ta strona została skorygowana.
— 435 —