— Stop — wtrąciła pani Thick. — Nie wyjeżdżaj ze swoim klipperem, o którym nic nie wiesz! Ja znam „Swallow“ i porucznika Parkera, który sam jeden więcej wart, niż twoich dziesięć okrętów liniowych. Dobry żeglarz wie, że wielkość okrętu nie stanowi o wygranej. Wchodzi tu raczej w grę mnóstwo innych okoliczności, które pozwalają małemu Dawidowi powalić olbrzymiego Goliata, jak to zresztą i w biblii można wyczytać. Ale „Swallow“ jest na wodach kalifornijskich, he?
— Była, była. Otrzymała jednak rozkaz, żeby opłynęła przylądek Horn i udała się do Nowego Jorku. Musi to być dyabelny statek. Wszak słyszeliście wszyscy o historyi z „L’ horrible’m“, który „czarny kapitan“ zabrał z przystani w San Francisko, a potem Parker tak wspaniale odebrał. Od tej chwili „Swallow“ i „L’ horrible“ trzymały się razem, płynęły od południa obok Brazylii, dotarły do wysokości Charlestown i tu natknęły się na „Floridę“, która natychmiast rozpoczęła pogoń za nimi. Parker miał komendę nad obu żaglowcami, wysłał „L’ horrible’a“ pozornie w ucieczce na pełne morze, a na „Swallowie“ pościągano sporą część rej i żagli, żeby się wydawało, jakoby tak dalece od burzy ucierpiała, że musi wpaść w moc „Floridy“.
— A to dyabeł, ten Parker! — rzekła pani Thick. — Opowiadajcie dalej!
— Okręt taranowy dał się zwieść rzeczywiście i puścił się za „Swallowem“ na mielizny Blackfoll, gdzie zarył się mocno w dno. Teraz dopiero podnosi Parker wszystkie reje i żagle, przywołuje „L’ horible’a“ i zaczyna się bombardowanie bezsilnego kolosa, co go też dobiło. Jeden z pierwszych strzałów zgruchotał mu ster. Przyszło nawet do walki na pokładzie, przyczem krew się lala obficie, ale „Florida“ leży na dnie, a tamte dwa są już w drodze i mogą tu lada chwila zarzucić kotwicę.
— To prawie nie do uwierzenia! Skąd o tem wiesz?
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/201
Ta strona została skorygowana.
— 441 —