— Słyszałem w admiralicyi, gdzie o tem wiedzianoby już od dłuższego czasu, gdyby buntownicy nie poniszczyli telegrafów.
— W admiralicyi? W takim razie to jest prawda. Cieszę się, że biednemu Jennerowi udało się tak dobrze naprawić błąd, popełniony z winy „czarnego kapitana“.
— Nareszcie mamy wiadomość, która serce raduje i ducha podnosi — rzekła gospodyni. — Słuchajcie, chłopcy, każę dla was nabić gratysową beczułkę. Pijcie, dopóki wam się spodoba na cześć Stanów Zjednoczonych, prezydenta, „Swallowa“ i na cześć... na cześć...
— Na cześć pani Thick! — zawołał jeden z nich, podnosząc szklankę.
— Wiwat pani Thick! — odpowiedziano ze wszystkich kątów.
— Wiwat pani Thick, stara szalupa! — zabrzmiał z otwartych drzwi potężny głos basowy.
Wszyscy popatrzyli na człowieka z tak mocnem gardłem. Ledwie jednak gospodyni go spostrzegła, pośpieszyła ku niemu z radosnym okrzykiem.
— Piotr, Piotr Polter, witam serdecznie w Hoboken! Skądże to, stary chłopcze. Z Zachodu?
— Tak, witam serdecznie w Hoboken — odpowiedział. — Pójdź do mnie, muszę cię trochę podusić w moich objęciach i pocałować! Hale-là, heigh day, hejże, ludzie, pozwólcie mi tam przejść. Przytul się do mojej kamizelki, moja luba!
Poroztrącał zawadzających mu jak słomę, ujął obszerną kibić gospodyni, podniósł w górę mimo jej ciężkości i mlasnął ją głośno w usta.
Ona zniosła tę pieszczotę mimo tylu świadków z takim spokojem, jakby to było coś zwykłego i zupełnie zrozumiałego.
— Skądże to? — powtórzyła pytanie.
— Skąd? Ze „Swallow“, która płynęła trochę dokoła przylądka Horn!
— Ze „Swallow“? — zawołano dokoła.
— Tak, jeśli nie macie nic przeciwko temu!
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/202
Ta strona została skorygowana.
— 442 —