lecz my śmiejemy się i pomykamy pod jego kulami. „Florida“ skręca, by nas doścignąć i zderzyć się z nami, ja przekładam ster i wymijam ją, ona znów skręca, ale ja odwracam się od niej i tak idzie to dalej wśród skręcania i wymijania, aż komendant się zapalił i stracił rozum. Kule jego nic nam nie zrobiły, natomiast on zbliżył się niebacznie do wybrzeża i wpadł tam na ławicę piaskową, nad którą my przemknęliśmy lekko, bo nie płynęliśmy tak głęboko.
— Brawo, hallo, niech żyje „Swallow“!
— Tak, niech żyje, chłopcy, pijcie!
Pociągnąwszy tak, że pokazało się dno dzbanka, mówił dalej:
— Teraz zbliżamy się do tyłu statku. Gdy jego ludzie wszyscy są zajęci na dole, my kulami odbijamy mu ster. Teraz był stanowczo zgubiony. „L’ horrible“ nadpływa także, „Florida“ nie może się bronić. Trąc się w piasku, uszkadza się i nabiera wody do środka. Potem zwija flagę i poddaje się, my zaś zabieramy jej załogę na pokład. Zaledwie to uczyniliśmy, pochyliła się na bok i fale ją pochłonęły.
— Hola, to dobrze! Niech żyje „Swallow“!
— Dziękuję wam, chłopcy, ale nie zapominajcie o „L’ horrible’u“, on także zrobił swoje.
— To ładnie! Niech żyje „L’ horrible“! Trąćcie się!
Brzęknęły dzbany. Wtem zabrzmiały zdala strzały powitalne na znak, że statek wpływa do portu, a zaraz potem dał się słyszeć chaos głosów ludzkich i bieganina na ulicy, jak gdyby zaszło coś nadzwyczajnego.Piotr Polter wstał, przystąpił do okna i otworzył je.
— Hola, człowieku, gdzie pędzicie? — zapytał, uchwyciwszy za ramię jednego ze śpieszących.
— Wesoła wiadomość, master! „Swallow“ wpływa właśnie do portu, „Swallow“, która spotkała się tak sławnie z „Floridą“. Wszystkie statki powywieszały natychmiast flagi na cześć dzielnego kapitana, a wszyscy teraz lecą, żeby popatrzyć na lądowanie.
— Dziękuję, master!
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/207
Ta strona została skorygowana.
— 447 —