Zamknął okno, a odwróciwszy się, zauważył, że wszyscy goście, usłyszawszy przez okno odpowiedź, pośpieszyli przypatrzyć się wylądowaniu. Zapomnieli nawet o piwie gratysowem.
— Biegnijcie sobie! — śmiał się. — Niewiele zobaczycie. Kapitan już na lądzie, a ci, którzy zejdą ze statku, to nieprawdziwe wilki morskie, chociaż pracowali, aż trzeszczało. Ja zostanę u pani Thick i zaczekam na mr. Parkera.
Upłynęło sporo czasu, zanim nadszedł wymieniony, a jeszcze drzwi był dobrze nie zamknął, kiedy rozległy się już blizko hałaśliwe wołania i okrzyki radości. Mnóstwo ludzi nadchodziło od strony portu, a na czele ci, którzy wysiedli na ląd ze „Swallowa“. Weszli zaraz za Parkerem do izby, a lud tak się cisnął za bohaterami zuchwałej morskiej potyczki, że gospoda nie mogła ich pomieścić. Rezolutna gospodyni, która tymczasem skończyła przygotowania, potrafiła temu zaradzić. Otworzyła honorowy pokój, wsunęła się doń razem z oczekiwanymi i zamknęła drzwi, pozostawiając swemu personalowi obowiązek obsługiwania reszty gości.
— Welcome, sir! — brzmiała jej radosna przemowa do Parkera, który jako jej dawny znajomy podał jej przyjaźnie rękę.
Innych przywitała także serdecznym uściskiem dłoni. Wszyscy musieli usiąść i zabrać się do jedzenia, przygotowanego obficie, choć w tak krótkim czasie.
— Pani Thick, jesteś najdoskonalszą brygantyną, jakiej kiedykolwiek przypłynąłem w objęcia! — zawołał sternik. — Na nędznej preryi niema nic oprócz prochu, mięsa i czerwonoskórców, na morzu także skąpili, gdyż było za wiele głodnych żołądków, ale u ciebie jada się i pije, jak u Wielkiego Mogoła. Gdy tu pobędę z tydzień, pozwolę się powiesić, jeśli nie będę miał takiego brzucha, jak tłusty master Hammerdull.
— Czy tłusty, czy nie, to wszysko jedno — rzekł grubas, zajadając z apetytem — byle tylko dostać
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/208
Ta strona została skorygowana.
— 448 —