Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/217

Ta strona została skorygowana.
—  455  —

się odważył stanąć z Tobym Spencerem! Przekręciłbym mu twarz na plecy! Nazywam się Toby Spencer, a kto się chce przekonać, co to za człowiek, niech tu przyjdzie!
Podniósł zaciśnięte pięści i jeszcze raz powiódł wyzywająco wzrokiem dokoła. Czy rzeczywiście ze strachu, czy też z odrazy do człowieka tego rodzaju, nikt nie ruszył się z miejsca. Na to on roześmiał się jeszcze głośniej i zawołał:
— Widzicie, chłopcy, jak wam serca do pięt pouciekały na skutek jednego słowa Spencera. Ani jeden nie ośmielił się mruknąć. I to mają być gentlemani?
Na to podniósł się przecież jeden z obecnych, a to Tim Kroner, ten sam, który opowiedział był pierwszą historyę i podał się za „męża z Colorado“. Nie odwaga, lecz chęć pokazania, że jest zuch, skłoniła go do zabrania głosu. Zbliżył się o kilka kroków i powiedział:
— Mylicie się bardzo, mr. Toby Spencer, jeśli sądzicie, że nikt nie porwałby się na was. Może wszyscy tu obecni są tacy, ale ja nie.
— Wy zatem nie? Podziwiam was! — odrzekł zbój pogardliwie. — Czemuż się zatrzymaliście, skoro jesteście tak odważni? Przystąpcie bliżej!
— Już idę! — powiedział Kroner, robiąc z wahaniem kilka powolnych kroków. Zatrzymał się jednak znowu, a głos jego nie brzmiał już tak pewnie, jak wtedy, kiedy przyskoczył był do stołu, ażeby mnie zaczepić. Ponieważ Spencer także naprzód postąpił, stali niedaleko od siebie.
— Wy więc jesteście mężem, który się nie boi? — pytał Spencer. — Człowieczek, którego jednym palcem wytrącę z równowagi. Chciałbym doprawdy, zanim was pożrę, usłyszeć, jak się nazywacie?
— To bardzo łatwo! Jestem Tim Kroner.
— Tim Kroner? To nadaliście sobie wcale słynne nazwisko.
— Nadałem? To jest moje właściwe nazwisko!