ciebie! Jeśli ci się zdawało, że wystarczyłoby to nazwisko, ażeby mnie odstraszyć, to nietylko się pomyliłeś, lecz nawet przeliczyłeś, a wynik, przez ciebie oczekiwany, będzie całkiem przeciwny. Muszę cię trochę wyżej powiesić, ażeby ludzie widzieli, jaki to z ciebie Kroner z Colorado. Chodźno tu, chłopczyku, chodź do mnie!
Uderzył go błyskawicznie dwa razy po ramionach, chwycił go za ręce, przycisnął mu je do ciała, przysunął go do ściany i powiesił na haku za kołnierz. Była to niezwykła próba siły, a wykonana tak, że nie poznać było po nim, żeby się choć trochę natężył. Powieszony zaczął krzyczeć i szarpać się przyczem jego długa i wychudła postać przedstawiała bardzo dziwaczny widok, potem rozdarł się kołnierz bluzy bawolej, jej zaś właściciel upadł na ziemię. Spencer roześmiał się na całe gardło, towarzysze jego zawtórowali mu, a także inni goście nie mogli zachować się poważnie, chociaż mu nie sprzyjali wcale. On zaś odprowadziwszy swą ofiarę śmiechem na miejsce, wpadł widocznie w nastrój bardziej pokojowy, bo nie wyzywał już dalej i usiadł obok towarzyszy, aby z nimi wieść dalej hałaśliwą rozmowę. Wtedy dopiero spotkało mnie wielkie szczęście: Spencer zaszczycił mnie wreszcie swoją uwagą. Wpatrzył się we mnie ciekawym wzrokiem i zadał mi trochę dziwne pytanie:
— Czy wy może także, z Colorado, jak tamten, he?
— Zdaje mi się, że nie, sir — odpowiedziałem spokojnie.
Przy wszystkich stołach zapanowała cisza. Każdy był ciekaw, co teraz nastąpi i oczekiwał na nową sposobność do śmiechu.
— A zatem nie? — mówił dalej Spencer. — Ale wy także nie wyglądacie mi na bohatera!
— Czy ja udaję bohatera? Nie mam zwyczaju zdobić się cudzemi piórkami.
— To szczęście wasze, bo powiesiłbym was także na haku!
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/219
Ta strona została skorygowana.
— 457 —