najbliższego zbiegu ulic, lecz i tam go już nie było. Nie doznałem przez to wielkiego zawodu, gdyż on właściwie nic mnie już nie obchodził. Byłbym tylko musiał się strzec przed podstępnym napadem, gdyby mię był zobaczył. Wróciwszy do Wallace’a, dowiedziałem się, że to generał czek przedłożył. Oczywiście w kantorze nikt go nie znał.
Wallace uprosił mię, żebym przynajmniej został na śniadaniu, skoro nie miałem u niego zamieszkać. Rodzina jego przyjęła mnie tak serdecznie, że dałem się nakłonić do zostania na obiedzie, a potem ciągle mnie zatrzymywano, że nawet się nie spostrzegłem, kiedy nadeszła pora wieczerzy. Była już prawie dziewiąta godzina, kiedy zacząłem odwrót do pani Thick. Przedtem musiałem przyrzec Wallace’owi, że przed odjazdem odwiedzę go jeszcze.
Gospodyni miała ochotę dąsać się na mnie za moją długą nieobecność. Przyznała mi się, że upiekła dla mnie coś osobliwego, co jednak zjadł mr. Treskow, wobec tego, że mnie nie było.
Powiedziała mi również, że Toby Spencer zaraz po mojem odejściu przysłał po swoją broń. Wczorajsi goście poschodzili się znowu i zaczęła się rozmowa, podobna do wczorajszej.
Ja usiadłem przy drzwiach i pierwszy zobaczyłem, jak weszło dwóch ludzi, na których zwróciła się od razu uwaga wszystkich, albowiem ich zewnętrzna postać mogła rzeczywiście wzbudzić największe zajęcie.
Jeden z nich był krótki i gruby, a drugi wysoki i cienki. Grubas miał twarz ogorzałą bez zarostu, oblicze chudego było także opalone, ale słońce odebrało widocznie skórze jego płodność, bo zarost jego stanowiło kijka włosów, zwisających z policzków, brody i górnej wargi. Zarost ten wyglądał wskutek tego tak, jakby go mole zjadły i przerzedziły. O ile już sam wzrost przybyszów wskazywał na to, że to niezwykli ludzie, to strojem swoim w dwójnasób zwracali na siebie uwagę. Ubrani byli od stóp do głów zielono, jak
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/232
Ta strona została skorygowana.
— 468 —