Czoło Bawole nie popatrzył dotychczas na siostrę, a teraz zwrócił się do wodza Apaczów:
— Czy mój brat postara się o to, żeby nikt się nie dostał do źródła tego potoku?
— Owszem! — zapewnił go Apacz.
— Ja wkrótce powrócę.
Poszedł znów do jaskini. Gdy tam się znalazł, pochodnia już była wygasła. Zapalił więc nową i przystąpił do Helmersa. Zauważył odrazu, że ciało leżało inaczej, niż je zostawił, zaczął tedy badać je nanowo.
Ku niewymownej swej radości poczuł, że puls znowu bije. Widocznie Helmers odzyskał był na krótki czas przytomność i poruszył się, lecz teraz pogrążony był w zupełnym letargu. Indyanin wziął go na ręce i wyniósł troskliwie i lekko na dwór. Gdy go tam położył na trawie, wakerowie pojawili się znowu. W czasie krótkiego pobytu Helmersa w hacyendzie polubili go wszyscy i biadali teraz nad jego stanem. Apacz uderzył dłonią w wylot lufy swej strzelby i oświadczył:
— Jeśli mój biały brat umrze, wówczas biada jego mordercy! Leśne ptaki rozszarpią jego ciało. Tak powiedział Szosz-in-liet, wódz Apaczów.
— Mój brat weźmie udział w sądzie! — rzekł doń Czoło Bawole.
Apacz pochylił się nad Helmersem i zbadał mu głowę.
— To uderzenie maczugą — zauważył. — Czaszka może uszkodzona. Zróbcie nosze na dwu koniach, ażeby go można było zawieźć do hacyendy, ja zaś pójdę poszukać ziela oregano, które leczy wszelkie rany i nie dopuszcza gorączki.
Pasterze oddalili się, ażeby sporządzić nosze. Serce Niedźwiedzie szukał ziela na ranę, a Czoło Bawole pozostał sam z siostrą.
— Gniewasz się na mnie? — zapytała go.
Nie spojrzał na nią, lecz odparł:
— Dobry Duch odstąpił córkę Mizteków!
— Odstąpił ją tylko na krótko.
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/24
Ta strona została skorygowana.
— 272 —