Nietylko goście z tego stołu, lecz i dalsi przejęli się przestrachem okradzionych, wszystkim nam bowiem było zupełnie jasne, że tu kradzież popełniono, mnie zaś nawet się zdawało, że odgaduję, kto był złodziejem. Zewsząd zaczęto mówić do Holbersa i Hammerdulla, którzy nie umieli odpowiedzieć na pytania. Dopiero Treskow położył kres bezładnemu gwarowi, wołając głośno:
— Cicho, gentlemani! Zgiełkiem nic nie osiągniemy. Trzeba się inaczej zabrać do rzeczy. Sprawa ta wchodzi w zakres mojego zawodu, przeto proszę was, Hammerdullu, żebyście mi odpowiedzieli spokojnie i z rozwagą na kilka pytań. Czy jesteście pewni, że pieniądze znajdowały się w tym portfelu?
— Tak pewny, jak tego, że nazywam się Dick Hammerdull.
— A tej gazety w nim nie było?
— Nie.
— Złodziej więc wyjął pieniądze, a zamiast nich włożył gazetę, ażeby jak najdłużej utrzymać was w mniemaniu, że są tam jeszcze. Portfel był równie gruby, jak przedtem, a wy biorąc go do ręki, sądziliście, że go nie otwierano. Ale kto ukradł?
— Tak... kto... ukradł? — powtórzył przeciągle Hammerdull.
— Czy się nie domyślacie?
— Ja nie! A ty, Picie?
— Ja także nie, kochany Dicku — odrzekł Holbers.
— Musimy więc szukać złodzieja — rozstrzygnął Treskow. — Czy wiedział kto o tem, że mieliście w torbie pieniądze, względnie wartościowe papiery.
— Nie — odrzekł grubas.
— Rzeczywiście?
— Nikt!
— Odkąd nosiliście je w portfelu?
— Od przedwczoraj.
— Kiedy otwieraliście go po raz ostatni?
— Wczoraj przed spaniem.
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/240
Ta strona została skorygowana.
— 476 —