Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/242

Ta strona została skorygowana.
—  478  —

spodziewałem. Dick Hammerdull wyciągnął obie ręce, pokazał na mnie palcem i krzyknął:
Heavens! Kogo ja widzę! Czy to być może? Czy mię oczy nie mylą? Ty stary szopie, Holbersie, czy widzisz tego gentlemaną?
— Hm, jeśli sądzisz, że go widzę, to prawdopodobnie masz słuszność, kochany Dicku — odrzekł długosz rozradowany.
— Ale czy znasz go także?
— Jeszcze jak! To człowiek, jakiego nam właśnie potrzeba! On rozjaśni tę dyabelską historyę. Jestem tego pewny!
— I ja także, ja także! Welcome, welcome, mr. Shatterhand! To dopiero niespodzianka i radość! Czy przybyliście dopiero teraz?
— Nie. Byłem tu już, nim wyście przyszli.
— A myśmy was nie widzieli!
— Odwróciłem się umyślnie, ażebyście mnie zaraz nie poznali.
— Słyszeliście zatem wszystko, o czem tu mówiono, i wiecie, że nas okradziono?
— Tak.
— Czy nam dopomożecie?
— A wy jesteście pewni, że ja potrafię tu coś poradzić? — zapytałem z uśmiechem.
— Myśmy już dawno przywykli do mniemania, że niema sytuacyi, z której Old Shatterhand nie znalazłby wyjścia.
Od chwili, kiedy wymieniono moje nazwisko, zapanowała w izbie głęboka cisza. Odstąpiono od stołu, ażeby mi zrobić miejsce, a dokoła mnie utworzył się krąg ludzi, przypatrujących mi się ciekawie. Wtem gospodyni przecisnęła się przez koło gości, wyciągnęła do mnie obie ręce i zawołała:
— Wy jesteście Old Shatterhand, Old Shatterhand? Witam was, sir, witam! Dziś dla mnie zaszczytny dzień, którego nigdy nie zapomnę. Old Shatterhand u mnie! Mieszka tu już od wczoraj, a ja nic o tem