Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/244

Ta strona została skorygowana.
—  480  —

dając pieniądze, że takie portfele nadają się bardzo dobrze do przechowywania tak wysokich czeków.
— Była to wielka nierozwaga — zabrałem ja ponownie głos. — Czy ten człowiek kupił portfele, zanim to ułyszał?
— Nie, dopiero potem — odpowiedział Holbers.
— Kto pierwej odszedł, wy, czy on?
— My.
— Nie zauważyliście, czy szedł za wami?
— Nie.
— To nie ulega wątpliwości, że poszedł, oczywiście potajemnie. Chciał zobaczyć, gdzie mieszkacie.
Na to wtrącił Hammerdull skwapliwie:
— Czy chciał zobaczyć, czy nie, to wszystko jedno, ale był tam potem.
— W waszej gospodzie?
— Tak.
— I zamieszkał tam?
— Właśnie.
— I spał tam?
— Spał.
— W tej samej izbie?
— Oczywiście, bo nie było innego miejsca.
— W takim razie on ukradł!
— Do stu piorunów! Jak pewnie wy to twierdzicie, sir! Skoro mówi to Old Shatterhand, to jest to oczywiście prawda. Ale jak mógł on dostać się do naszych portfelów?
— Wcale się nie dostawał.
— Jakto? Musiał je przecież otworzyć, skoro, wyjął papiery.
— Nie.
— Nie? Nie pojmuję was, sir!
— Papiery są jeszcze w portfelach z wyjątkiem jednego, który złodziej zmienił na pieniądze.
— Są jeszcze? Przecież ja ich nie mam!
— Czy rzeczywiście macie tak krótki wzrok, Dicku? Te portfele, które tu macie, nie są wasze.