— Ja to załatwię, sir. Pójdę do policyi.
— To niepotrzebne.
— Dlaczego?
— Bo nie odniesie żadnego skutku.
— Tak sądzicie?
— Nie inaczej. Prawda, że jesteście tu po to, żeby generała szukać?
— Prawda.
— Ale ani policya, ani wy nie znaleźliście go, chociaż był tutaj. Czy myślicie, że policya zauważyła go w ostatniej chwili?
— Czy nie mogłoby się tak stać?
— Mogłoby, ale się nie stało.
— Skąd o tem wiecie?
— To bardzo proste. Przecież policya wie, że mieszkacie u pani Thick?
— Wie.
— Gdyby go była wyśledziła, lub uwięziła, zawiadomionoby was natychmiast.
— Słusznie.
— Musielibyśmy już wiedzieć o tem, bo to już późny wieczór, a on z pewnością odjechał około południa.
— Świetnie rozumujecie, sir! Jako detektyw powinienem był na to wpaść szybko. Teraz widzę, że wy bierzecie na siebie cały ciężar myślenia.
— Nie będziemy więc naprzykrzali się policyi. Trzeba się też dowiedzieć, gdzie mieszkał Toby Spencer ze swoimi towarzyszami i czy już odjechał.
— To mogę powiedzieć, sir, czy już odjechał, a wiedząc to, możemy nie troszczyć się o to, gdzie mieszkał. Czy nie tak?
— Tak. Niema go więc?
— Nie.
— Kiedy odjechał?
— Pociągiem o godzinie drugiej.
— Aha! A więc koleją? Pojechali do Sto Louis. To nie ulega wątpliwości.
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/253
Ta strona została skorygowana.
— 489 —