— Well! To chodź, Picie Holbersie, ty stary szopie! A może masz ochotę jeszcze zostać?
— Hm! Jeśli dobrze rozważę, to piwo, którem nas pani Thick raczy, jest płynem, w którym tam w Górach Skalistych nie będziemy mogli się kąpać.Tobie nie smakuje, Dicku?
— Czy mi smakuje, czy nie, to wszystko jedno, ale to napój wyborny! Jeśli więc chcesz zabawić tu dłużej, to nie zostawię cię samego, zwłaszcza że dlatego tylko wspomniałem o spoczynku, żebyś ty się nie zgodził. Ja mam także pragnienie.
Zostali więc obydwaj, a ja i Treskow nie byliśmy na tyle okrutni, żeby ich porzucić w tej zacisznej izdebce. Rozpoczęła się więc nader ożywiona rozmowa, przyczem ubawiła mnie bardzo oryginalność tych traperów. Zarówno Treskow, jak i były ajent indyański opowiadali o nich, lecz nie wspomnieli o tem, jaką to nazwę im nadano. Nazywano ich: „odwrócone toasty“. Toastami nazywają tu przyrumienione kanapki, albo złożone razem kromki chleba z masłem. Składa się je oczywiście masłem do środka. Tymczasem Hammerdull i Holbers mieli zwyczaj stać podczas walki oparci o siebie plecami, ażeby się kryć nawzajem.Zwracali się więc do siebie przeciwnemi stronami, stąd otrzymali przezwisko „odwróconych toastów“.
Gdybym był ich nie spotkał, byłbym sam pojechał w Góry Skaliste. Teraz się ucieszyłem, że się z nimi tutaj zetknąłem. Wesoły Dick i oschły Pitt byli towarzyszami, w których gronie można było nie obawiać się nudów, ponieważ byli zarazem dużo lepszymi westmanami, niż np. Old Wabble, Sam Parker i Jos Hawley, przeto wolny byłem od troski, żeby mi swojem postępowaniem popsuli dobry humor. Treskow nie był westmanem, ale za to gentlemanem, który mnie zajmował, a mimo swego doświadczenia i znacznych wiadomości był bardzo skromny. Spodziewałem się zatem, że będzie nam razem dobrze.
Pani Thick postarała mi się o godnego zaufania
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/257
Ta strona została skorygowana.
— 493 —