Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/264

Ta strona została skorygowana.
—  498  —

pagórkowaty. Jak daleko okiem sięgnąć, widać fale gruntu, podobne do fal morskich, stężałych nagle w ruchu. Stąd też pochodzi ich nazwa „Rolling prairie“.
Pod wieczór dnia następnego dotarliśmy do farmy Fennera. Dopytaliśmy się o nią, gdyż na łąkach, przez które przejeżdżaliśmy, mnóstwo kowboyów pilnowało trzód. Fenner, człowiek uprzejmy, przypatrywał nam się podejrzliwie z początku, ale, gdy wymieniłem nazwisko Old Surehanda, zaprosił nas do siebie w gościnę.
— Nie dziwcie się, moi panowie — rzekł — że zaraz was nie zaprosiłem, ale tu zbyt rozmaici ludzie włóczą się po kraju. Dopiero onegdaj obozowało u mnie siedmiu drabów, których przyjąłem gościnnie, a kiedy rano odjechali, zniknęło mi siedm sztuk najlepszych koni. Kazałem łotrów ścigać, lecz niepodobna było ich dopędzić, bo zanadto byli daleko, a zabrali mi właśnie co najlepsze konie.
Gdy mi owych gości opisał, przekonaliśmy się, że to był „generał“, Toby Spencer i reszta tego dobranego towarzystwa. Surehand spędził w farmie jedną noc. My postanowiliśmy również dłużej nie zabawić.
Ponieważ woleliśmy siedzieć na wolnem powietrzu, aniżeli w izbie, wyniesiono dla nas na dwór stół i kilka krzeseł. Usiedliśmy do jedzenia i rozmowy przed domem, obok pasły się nasze konie, a dalej uganiali kowboye, spędzając na noc trzody. Wtem nadjechał z lewej strony cwałem jakiś jeździec do farmy. Coś białego powiewało za nim. To natychmiast przywiodło mi na myśl Old Wabble’a.
— Aha, to ten! — rzekł Fenner. — Poznacie teraz bardzo zajmującego człowieka, który słynął w młodości pod nazwą „King of the cowboys“.
— Uff! — odezwał się Winnetou.
— Czy daliście mu miejsce w swojej farmie? — zapytałem Fennera.
— Nie — odpowiedział ten. — Przyjechał dzisiaj