znaleźć białych do tego. Albo to większy tchórz, niż myślałem, albo nosi się z jakiemiś tajemniczymi zamiarami. Powiedzcie prawdę!
— Nie kłamiemy.
— W którym kierunku ruszył na pastwiska?
— Prosto na wschód.
— Gdzie rozstaliście się z nim?
— Tam, gdzie na północy góra styka się z doliną.
— Czy zetknęliście się z nim po ucieczce, kiedy wracał z doliny?
— Tak.
— Hugh! W takim razie wiem, gdzie był. Znajdę ślad jego. Odpowiedzieliście nam, a w nagrodę za to zginiecie śmiercią szybką.
Cibolero podniósł dwururkę i przestrzelił głowy obu Indyan. Nie drgnęli nawet powieką, kiedy ujrzeli zwrócone do siebie wyloty luf. Ale umarli jako zdrajcy.
— Sanchez i Juanito zostaną, ażeby przykryć tych Komanczów kamieniami, bo chcę dotrzymać danego słowa — rzekł wódz. — My zaś pójdziemy śladem hrabiego, ażeby go przecież jeszcze pochwycić.
Ruszyli w drogę, zostawiwszy wymienionych. Bystrym oczom Czoła Bawolego i Serca Niedźwiedziego udało się wkrótce odnaleźć trop hrabiego i jego sześciu towarzyszy. Wiódł on istotnie ku pastwiskom, których teraz nikt nie pilnował, ponieważ wszyscy wakerzy znajdowali się w hacyendzie. Pokazało się, że schwytał jednego konia, a potem puścił się prosto na południe. Stąd śledzono trop jeszcze przez godzinę, ale potem kazał Czoło Bawole stanąć.
— Teraz dalej nie pójdziemy! — rzekł. — Potrzeba nas w hacyendzie, a pewnem jest, że hrabia podążył do Meksyku, bo ślady wiodą w tym kierunku. Nie ujdzie nam, bo go znajdziemy w Meksyku.
Wrócili do hacyendy, gdzie się dostali szybko, ponieważ teraz nie zważali na ślady.
Zastali tam wszystko w dawnym stanie. Wakerzy, pozostali dla obrony, sprzątnęli zwłoki Indyan i szańce,
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/79
Ta strona została skorygowana.
— 325 —