Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/90

Ta strona została skorygowana.
—  336  —

wtedy czasu, nie mogłem zostać w obozie i odjechałem z moimi ludźmi nazajutrz. Do dziś dnia zatem nie wiedziałem, co zrobiliście z tymi dwoma, a ponieważ sprawiedliwość wymagała ich ukarania, przeto uśmierciłem ich poprostu w parowie podczas naszego ataku. Przez to osiągnąłem zakończenie, które mogło zadowolnić wszystkich. Spodziewam się, że ci gentlemani wybaczą mi tę małą licencyę.
Zaprowadził Treskowa do stołu, gdzie wszyscy obecni przyjęli go bardzo chętnie. Oczywiście, że chcieli się dowiedzieć, jaka kara spotkała Sandersa. Ajent był najciekawszy ze wszystkich i nalegał na Treskowa, żeby uczynił zadość prośbie obecnych.
— A może to — spytał jeszcze — jest urzędową tajemnicą, co się stało po moim odjeździe od Sama Fireguna.
— Bynajmniej — odrzekł Treskow. — Chętnie opowiem wam wszystko.
— Ślicznie, sir! Zaczynajcie, zaczynajcie! Widzicie, że wszyscy niecierpliwimy się bardzo. A więc Sandersa i Letriera pojmano i zabrano do „obozu“. Rano ja odjechałem. Co się potem stało?
— Zanim to opowiem, muszę zrobić kilka uwag.Przedewszystkiem nietylko Sanders i Letrier zdołali ujść śmierci. Udało się to jeszcze jednemu z jego ludzi, o czem nie wiedzieliśmy narazie, a usłyszeliśmy na nieszczęście dopiero później. Spotkał on się po drodze z gromadką młodych Ogellallajów, którzy wyjechali byli na własną rękę naprzeciwko swoich starszych wojowników, chcąc się odznaczyć przy tej spososobności. Dowodził nimi syn poległego wodza. Natrafili na ślady walki, domyślili się, co zaszło i ruszyli naszym śladem, ażeby się zemścić za klęskę i śmierć towarzyszy. Spotkał się z nimi ów biały. Była to chytra sztuka, której węchowi udało się znaleźć hide-spot traperów.
— Czy macie na myśli „obóz“, do którego pojechaliśmy z parowu?
— Nie. Hide-spot nazywało się całkiem inne miejsce,